Niezwykle ekspresyjne pełnoplastyczne popiersie, wykonane z trzech kawałków drewna lipowego (niegdyś polichromowanego), przedstawia wąsatego mężczyznę w laurowym wieńcu, odzianego w przymarszczaną koszulę i pancerz z kubrakiem; z udrapowanym płaszczem na ramionach. Głowa skierowana dynamicznie w lewą stronę; rysy twarzy potraktowane z pełnym dramatyzmem, opracowane światłocieniowo, głęboko cięte mocnymi uderzeniami dłuta. Pełne wyrazu, głęboko osadzone oczy otwarte, podkreślone ostrymi liniami powiek wzniesione ku górze, brwi ściągnięte, czoło poorane zmarszczkami. Rozchylone usta z wysuniętą dolną wargą znamionują głębokie przeżycia wewnętrzne, a mocno zaznaczony podbródek – siłę charakteru. I widzimy w tym momencie, jak formalne cechy dzieła przekształcają się w znaki symboliczne, użycie tak perswazyjnych środków wyrazu skłania nas bowiem do przypuszczenia, że mamy przed sobą nie portret, lecz metaforę, ujęcie idei.
Tezę tę zdaje się potwierdzać sposób rzeźbienia korpusu, który jest dopracowany w szczegółach jedynie z przodu, a po bokach i z tyłu nader schematyczny. Pozwala to domniemywać o przeznaczeniu rzeźby do niszy czy też o wykorzystaniu jej jako elementu architektury okazjonalnej – nieodzownej oprawy ważnych uroczystości państwowych i prywatnych. W tym kontekście rzeźba nie będzie już dłużej wyobrażeniem bezimiennego mężczyzny, lecz przedzierzgnie się w uosobienie smutku, bólu, rozpaczy.
Efemeryczne budowle były znaczącym wyrazem umiłowania teatru przez epokę baroku. Pewna doza przesady to niejako hiperbola literacka przeniesiona na grunt sztuk wizualnych w celu poruszenia widzów, przekształcenia ich z obserwatorów w aktorów wielogodzinnych spektakli. Uwidacznia się tu przekonanie o przewadze ekspresji sztuki nad literaturą: odbiorca jednym skinieniem oka więcej ogarnie, niż cały tom w sobie zawrzeć może, czytamy w relacji z Wjazdu spaniałego posłów polskich do Paryża (Warszawa 1645). Jeśli trafna jest interpretacja rzeźby jako elementu architektury efemerycznej, to mamy do czynienia z prawdziwą rzadkością, gdyż dzieła te z natury rzeczy naznaczone były tymczasowością i niewiele z nich dochowało się do naszych czasów. Wysoka jakość artystyczna decydowała nie tylko o ich działaniu propagandowym, lecz mogła przyczynić się do ich przetrwania, częstokroć poprzez znalezienie im wtórnego wcielenia. Czy tak było i w przypadku tej rzeźby, która – przypuśćmy – z castrum dolorum lub procesji pokutnej trafiła do kościelnej niszy bądź kaplicy rodowej i dziś stanowi dla nas zagadkę?
Dominika Walawender-Musz