Tadeusz Czacki, historyk i bibliofil, na progu XIX w. pisał: „Kiedy w Niemczech liczono sto dzieł, które albo przeciwko używaniu tabaki pisały, albo jej obronę zawierały; kiedy Urban VIII za nieprzyzwoitą i godną srogości kościelnej rzecz używanie tabaki w kościele uważał; kiedy na koniec w Moskwie i Carogorodzie [Stambule] używanie tabaki a kurzenie tytuniu miano za winę, w Polsce dziwiono się, że może rząd stanowić prawidła gustowi, i to zakazywać co nie jest rzeczą szkodliwą”. Panujące w Rzeczypospolitej swobody i tolerancja budziły zazdrość, a osobista wolność i niezależność od królewskich zachcianek – podziw ludzi przybywających z państw rządzonych w sposób absolutny. Niewiele było miejsc w Europie, gdzie naród – zgoda, że tylko do szlachty zawężony – mógł powiedzieć: „Państwo to my”. W takich okolicznościach próby ewentualnego wpływania na prywatne upodobania musiały kończyć się fiaskiem. Szczęśliwie nikt o tym nie myślał.
Protektorem tytoniu był sam Zygmunt III Waza. Zamiłowanie Jego Królewskiej Mości musiało być znane szeroko, skoro angielski król Jakub I przesłał mu jeden z egzemplarzy napisanego przez siebie i wydanego w 1603 r. dzieła pt. Misocapnos sive de abusu Tabaci iussus regius (Wstrętny dym, czyli królewskie pouczenie o nadużywaniu tytoniu; w polskiej literaturze utrwalił się tytuł Misocapnos, choć faktycznie brzmiał on Misocapnus). W swej pracy Jakub I racjonalnie dowodził szkodliwości palenia i zażywania tabaki oraz ich zgubnego wpływu na organizm ludzki, lecz równocześnie dawał dowód despotycznych nawyków. Pisał: „wiele osób w naszym królestwie tak ustawicznie używa tego przykrego dymu, ponieważ nie są w stanie tego opanować, podobnie jak stary pijak, który nie potrafi długo pozostać trzeźwym”. Tytoń porównywał do przywleczonego z Nowego Świata syfilisu. Zjadliwy komentarz napisał po latach Czacki: „Wiadomo jest, że Jakub I król angielski chciał być autorem, a królem być nie umiał; chciał być pismowym szermierzem, a haniebnego zgonu matki mścić się nie śmiał, i może niedługo miał w nienawiści wspólników tego zabójstwa, w tak ważnej kwestyi, czy religia zakazuje tabakę, chciał także decydować. Wydał więc dzieło Misokapnos, w którem przeciwko tabace takich obelg używa jak Henryk VIII przeciwko Marcinowi Lutrowi. […] przysłał w darze Zygmuntowi III różne swoje ramoty, między niemi to poziome dziełko”. Zygmunt III nie tylko nie przejął się napomnieniem angielskiego „kolegi”, a nawet kazał jezuitom napisać traktat, który zatytułowano Antimisocapnos. Arcyrzadki druczek ukazał się w Warszawie w 1618 r. Niewątpliwie słuszne argumenty Jakuba zostały w nim wyszydzone i wyśmiane. „Zbyt piękna była sposobność zemsty, aby ją Jezuici opuścili; wydali Antimisocapnos, w którem króla autora wystawili [na] śmieszność, a tabaki jako rzeczy obojętnej przeciwko półmędrka naganie wzięli [w] obronę”. Jezuici mieli z angielskim władcą zatarg od chwili, gdy poprzez posłów zaczął domagać się, by spalono dzieło zakonnika piszącego pod pseudonimem Kasper Cichocki. Poddał on Jakuba I miażdżącej krytyce za to, że nie stanął w obronie wiary i swej matki, Marii Stuart. Widać więc, że zwalczanie tytoniu uważano w Rzeczypospolitej za czynność zbyteczną, niepotrzebne ingerowanie w sferę prywatnych upodobań, i nikomu prześladowanie „tabaczarzy” nie przychodziło do głowy.
Odmiennego zdania byli inni europejscy władcy, którzy nie traktowali sprawy tytoniu tak lekko jak Zygmunt III. Ludwik XIII zakazał sprzedaży tytoniu i wydał dekret, mocą którego tylko aptekarze byli uprawnieni do jego dystrybucji. Kardynał Richelieu karał palących więzieniem i chłostą. W Szwajcarii nakładano kary grzywny lub stawiano palaczy pod miejskimi pręgierzami, a gorliwcy w kantonie berneńskim postulowali dodanie zakazu palenia jako jedenastego Przykazania. W Rosji było jeszcze gorzej. Do 1634 r. tytoń bez większych przeszkód sprowadzano z Anglii i powoli używka ta rozpowszechniała się w państwie carów. Dopiero car Michał Romanow zdecydował się powstrzymać „dziką plagę” z powodu częstych pożarów wywoływanych przez nieostrożnych palaczy. Palacz przyłapany po raz pierwszy dostawał publicznie 60 batów, złapanemu powtórnie – obcinano nos. Obowiązywał ścisły zakaz importu tytoniu. W 1640 r. ogłoszono także, że palenie to grzech śmiertelny.
Car Aleksy utrzymał w mocy te zarządzenia, a dodatkowo nakazał torturowanie wszystkich, u których znaleziono „czarcie ziele”, do czasu gdy wydadzą handlarza, od którego nabyli zakazany specyfik. Przekupniom sprzedającym potajemnie tytoń groziło rozerwanie nozdrzy i obcięcie uszu. Dopiero Piotr I Wielki, który sam nauczył się palić na dworach holenderskich, uznał, że tytoń jest jednym z atrybutów tak podziwianej przez niego zachodniej kultury i w 1697 r. zniósł wszelkie ograniczenia jego spożycia, nakładając na kupców dość wysokie podatki, a ukazem wzywając lud do palenia lulek. Naśladując organizację monopolu austriackiego, ustanowił monopolia (tzw. odkupy) na wódkę, tytoń i dziegieć. Ale jeszcze w 1704 r. bojar pisze do zarządcy swych dóbr: „Krestianom naszym ukazat, cztob wina i tabaku nie pokupali, a iestli kto w tom iawitsia bit batogi nieoszczadno”. Zapewne była to prywatna inicjatywa, a pan wolał, by chłop kupował jego wódkę niż zagraniczny tytoń.
W Persji i Japonii władcy poszli jeszcze dalej. W XVII w. w krajach tych obowiązywała przejściowo kara śmierci, na którą skazywano zarówno handlarza, jak i kupującego zakazany „narkotyk”. Prześladowcy działali jeszcze w XIX w. – emir Nadżdu Saud I Wielki (1748–1814) wprowadził w 1803 r. zakaz palenia tytoniu oraz zniszczył skonfiskowane mekkańczykom fajki. Z potężną siłą wrócili pod koniec XX w., zaganiając palaczy do szklanych budek na lotniskach, w kawiarniach rozdzielając papierosa i filiżankę czarnej kawy, strasząc impotencją i powikłaniami ciąży. Nawet jeśli szermierze tytoniowej abstynencji mają rację, to na ich działania nie powinno być zgody. Wkraczają bowiem w obszar wolności wyboru. Od tego zaczynały się wszystkie dyktatury.