© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   23.12.2022

„Ptaszkowie rozmaici śpiewają”. Tivoli w świetle relacji polskich podróżników epoki baroku

Gdy przeglądamy opisy rzymskich przygód Polaków w dobie baroku, natrafiamy nie tylko na drobiazgowe deskrypcje tamtejszych świątyń, relacje z audiencji pobożnych pielgrzymów u kolejnych następców św. Piotra czy opisy wędrówek po ogrodach i pałacach Wiecznego Miasta, lecz także na interesujące wzmianki o wycieczkach podróżników do pięknego Tivoli. Młodzi szlachcice i magnaci z dalekiej Rzeczypospolitej przybywali do Rzymu zwykle jeszcze w miesiącach zimowych lub wczesną wiosną, co pozwalało im świętować Wielkanoc właśnie nad Tybrem. Jednak już w lipcu i sierpniu podróżnikom dawały się we znaki temperatury znacznie odbiegające średnią od tych znanych mieszkańcom dalekiego Lwowa lub Krakowa. Okazją do wypoczynku i wytchnienia od upałów była często wycieczka do położonego na wschód od Rzymu, nad rzeką Aniene, dopływem Tybru, Tivoli. Miasto, znane w starożytności jako Tibur, stało się dla wielu Rzymian miejscem letnich wypraw pozwalających na odpoczynek od kanikuły i zregenerowanie sił w otoczeniu finezyjnych fontann i ogrodowych kwater pełnych soczystej zieleni.

W samym mieście podróżni mogli zobaczyć romańską katedrę i kościół San Silvestro, nieco późniejszą świątynię Santa Maria Maggiore oraz wznoszący się na wzgórzu zamek Rocca Pia. Atrakcją, która przyciągała tłumy turystów, stała się jednak Villa d’Este, powstała w 1550 r. dla kardynała Ippolito d’Este (1509–1572). Była to słynna renesansowa willa z olśniewającym tarasowym ogrodem, w którym znalazły się liczne kunsztowne fontanny. Tamtejszy il giardino polecany był podróżnikom choćby przez popularny przewodnik, wydany w 1697 r. Descrizone di Roma moderna. Staropolskie źródła pozwalają na prześledzenie zapisków kolejnych wizytujących Tivoli podróżnych, zmęczonych już nieco rzymskim skwarem, przejażdżkami wynajętą karetą po głównych ulicach miasta i zatęchłym powietrzem licznych gospód skupiających się wokół modnej i zatłoczonej Piazza di Spagna. W ich oczach miasteczko to jawi się jako prawdziwie rajski azyl.

Już pod koniec XVI stulecia pełne zachwytu notatki w dzienniku podróży pozostawił Maciej Rywocki, dworzanin króla Zygmunta III Wazy. W latach 1584–1587 sprawował opiekę nad synami wojewody mazowieckiego Stanisława Kryskiego – Feliksem (Sczęsnym), Piotrem i Wojciechem, co drobiazgowo opisał w swych Księgach peregrynackich. W październiku 1586 r. wraz ze swoimi wychowankami wyruszył do Tivoli, gdzie w rezydencji ówczesnego kardynała Luigiego d’Este podziwiał „ogród piękny, o którem powiedają, że piękniejszego w świecie nie masz”. Skrupulatny diarysta w swoich zapiskach spróbował zmierzyć się także z opisem wspaniałych fontann i zastosowanych w nich atrakcji przyciągających licznych widzów. Pisał: „fontana jest: ptaszkowie rozmaici śpiewają, co woda narządzona, że śpiewa rozmaitemi głosami ptaszemi. Kiedy się sówka ukaże z wody, zarazem umilkną ptacy, skoro się sówka w wodę schowa, poczyna zaś woda rozmaitemi głosami śpiewać”. Uwagę podróżnika przyciągnęła więc wspaniale wykonana i zdobiona Fontana della Civetta, dzieło Giovanniego del Duca, które powstało zaledwie kilkanaście lat wcześniej, między 1565 a 1569 r. Ochmistrz braci Kryskich jako jeden z nielicznych podróżnych z Rzeczypospolitej odnotował również znajdujące się w pobliżu miasteczka źródła siarczane. Co prawda, nie wzbudziły one jego entuzjazmu –  pamiętnikarz, opisując reakcję na nietypową woń, wyznał szczerze: „Kiedym jechali do tego miasteczka, poczulim smród haniebny na ćwierć mile nasze, że musielim twarzy zakryć. Chcąc tego doświadczyć, co tak śmierdzi, przyjechalim na miejsce ono”.

W 1612 r. podczas pobytu w Rzymie późniejszy wojewoda ruski Jakub Sobieski (1591–1646), ojciec króla Jana III, urządził sobie dwie wycieczki do podmiejskich rezydencji rzymskiej arystokracji – Tivoli i Frascati. W swoich zapiskach odwołał się do ich antycznego rodowodu i przytoczył starożytne nazwy, podkreślając, że i obecnie oba ta miasteczka „nie ustępują nic wesołością i pięknością dawnej sławie swej”. Kilkanaście lat później, w styczniu 1625 r., w drodze do Neapolu odwiedził Tivoli podróżujący po Italii królewicz Władysław Waza, późniejszy król Władysław IV (1595–1648). Choć ze względu na niesprzyjającą aurę i porę roku nie była to najlepsza pora na zwiedzanie, królewicz skorzystał z nadarzającej się okazji i wraz ze swoim orszakiem odwiedził również willę d’Este oraz jej ogrody.

Ciekawych informacji, które wzbogacają kreowany przez Polaków obraz Tivoli , dostarcza kolejna z relacji spisywanych przez młodych podróżników. W 1642 r. do miasteczka dotarłJan Ługowski (1623–1651), który od 1639 r. podróżował po Europie pod opieką swojego guwernera, księdza Szymona Naruszowicza. Jeszcze na początku 1642 r. młodzieniec podjął naukę na uniwersytecie w Sienie, a kolejnym miejscem jego edukacji został Rzym. Znad Tybru podróżni wyruszyli na wyprawę do Neapolu, ale nie zapominali o wycieczkach do podmiejskich rezydencji. Wpis w diariuszu Ługowskiego koncentruje się wokół kunsztownych fontann willi d’Este, oferujących widzom szereg niespodzianek. Podczas gdy same pałacowe wnętrza doczekały się jedynie krótkiej, choć niewątpliwie pełnej podziwu dla ich wystroju i kosztowności, deskrypcji, podróżnik wiele miejsca poświęcił relacji z przechadzki, podczas której, jak pisał zafascynowany: „pokazują inne fontanny różnego rodzaju, np. Bachusa, jednorożca, smoków, pośrodku których wyrasta młynek, gdzie widać raz drzewo, raz różne stworzenia, tu znów burzę, z której tworzy się otchłań. Potem idzie się tam, gdzie są różne sadzawki, kwiaty, drzewa i inne podobne ozdoby ogrodów”.

W latach 50. XVII wieku ogrody Tivoli zwiedzał jezuita Bartłomiej Nataniel Wąsowski (1617–1687), preceptor braci Zygmunta i Mikołaja Grudzińskich, którzy odbywali między 1649 a 1656 r. podróż edukacyjną po krajach Europy Zachodniej. Relacja z odwiedzin w Tivoli znalazła się na kartach wyjątkowego diariusza tej peregrynacji. Wąsowski – znakomity teoretyk sztuki i architekt – pozostawił spisany po łacinie dziennik wojażu ze swoimi podopiecznymi, który wyróżniał się nie tylko obszernością tekstu, lecz także wnikliwością i fachowością zawartych w nim uwag, świadczących o kompetencji i erudycji ich autora. W swoich notatkach jezuita zawarł wiele opisów architektury i sztuki. Podczas pobytu w Tivoli Wąsowski sporządził szczegółowe deskrypcje rozwiązań architektonicznych zastosowanych w tamtejszej Villa d’Este.

Zagadnienie to zafascynowało też najwyraźniej innych młodzieńców odbywających grand tour oraz ich guwernera. Kasztelanice krzywińscy, Wojciech i Andrzej Radolińscy, którzy odbywali podróż edukacyjną po Europie pod opieką Jana Nyczkowicza wiosną 1663 r., odwiedzili miasteczko i szczególnie zainteresowało ich „to osobliwie, jako Tyber rzeka z góry spuszczona kaskadę ogromną i wdzięczną czyni”. Podróżni z dalekiej Rzeczypospolitej czasem trafiali do tych wspaniałych ogrodów jako przyjmowani ochoczo goście. Tak było w przypadku młodego księcia Aleksandra Janusza Zasławskiego-Ostrogskiego. Syn Władysława Dominika Zasławskiego-Ostrogskiego i Katarzyny Sobieskiej 2o voto Radziwiłłowej w latach 1667–1669 odbył typową podróż edukacyjną po krajach Europy Zachodniej, podczas której zwiedził ziemie niemieckie, Niderlandy, Francję oraz Italię. W dzienniku podróży sporządzanym przez guwernera pod datą 4 lipca 1669 r. znalazła się interesująca notatka o pobycie księcia w Tivoli. Aleksander Janusz Zasławski-Ostrogski został tego dnia podjęty uroczystym obiadem przez kardynała protektora Polski Virginia Orsiniego, a podróżni „widzieli pałace, fontany, ogrody” – jak niestety nieco zbyt lakonicznie napisał diarysta.

W maju 1696 r. opłatę za zwiedzanie atrakcji Tivoli odnotowano w rachunkach wydatków młodego starościca lwowskiego, Franciszka Cetnera. Młodzieniec wybrał się wówczas wraz z guwernerem na kilka wycieczek do uroczych podmiejskich rezydencji położonych na łagodnych zboczach Gór Albańskich – poza Tivoli odwiedzili także Frascati, Castel Gandolfo, Albano i Genzano. Po powrocie z Tivoli podróżni rzadko zatrzymywali się na dłużej w Rzymie, wkrótce bowiem wyruszali zwykle na kolejną interesującą wycieczkę – właśnie do pobliskiego Frascati.