© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   04.12.2013

Rozrywki „wielkiego warszawskiego świata” pod koniec XVIII wieku: przejażdżki po Warszawie

Modę na przejażdżki w Warszawie lekkim, otwartym, wysoko zawieszonym powozem, zwanym kabrioletem, wprowadził w Warszawie książę Józef Poniatowski. Dlatego „wielki warszawski świat” zażywał przejażdżek specjalnymi powozami w cztery, a nawet osiem koni. W powozach siedziały zwykle trzy osoby, które zażywały świeżego powietrza, ukazując splendor i świetność swego rodu poprzez modny strój, powóz oraz przepiękne konie. Zimą modne były przejażdżki saniami oraz kuligi. Sanie miały bardzo oryginalne kształty, niekiedy dziwaczne, z brązowymi, srebrnymi oraz złocistymi ozdobami. Fryderyka Schulza (1762-1798), niemieckiego literata i profesora historii w Mitawie, który w latach 90. XVIII w. przebywał w Warszawie, zachwyciły i zdumiały ozdoby sań z jedwabnego materiału, które: „były u obu dyszlowych koni dwie długie sztuki jedwabnej kolorowej materii, gładkie lub w pasy, przytwierdzone z boków i umocowane do sani. Broniły one jadących od ciskania śniegiem i błotem, które podkowy końskie często chwytają i wyglądały przy prędkiej jeździe jak rozpięte żagle” [Podróże Inflandczyka].

Wilanów był jednym z ulubionych miejsc przechadzek, pikników, obiadów, kolacji i spotkań warszawskiego towarzystwa. Fryderyk Schulz zauważa, że „wielki warszawski świat” zażywał przechadzek w wilanowskim ogrodzie, który nie ustępował urodą ogrodom wokół pałacu Augusta Mocnego w Dreźnie. Zachwycony był również pałacem w Wilanowie, należącym wówczas (lata 90. XVIII w.) do księżnej marszałkowej Lubomirskiej. Pałac wilanowski, jak pisze pamiętnikarz, prezentuje się niezwykle pięknie i okazale: „Pobudowany w półokrąg, zamyka obszerny, trawnikiem okryty podwórzec. Czoło jego zdobią wypukłe rzeźby przedstawiające czyny rycerskie króla Jana III. Wiadomo, iż pałac ten zbudowany został przez niego i ogrody też przyległe on założył. Najmilej mu tu mieszkać było i tu też umarł, a następcy jego, przez poszanowanie dla pamięci tej chluby narodu, pozostawili nietkniętymi pokoje, w których zamieszkiwał” [Podróże Inflantczyka].

Ogrody wilanowskie to według Schulza jedno z piękniejszych miejsc w Polsce dorównujące ogrodom drezdeńskim: „Ogród, ze trzech stron opasujący pałac, wielą się odznacza pięknościami. Wchodząc naprzód spostrzega się długą wspaniałą oranżerią i cieplarnie, które i po drezdeńskim Zwingerze z przyjemnością się ogląda, szczególniej wspomniawszy na klimat tutejszy i trudności a koszta, z jakimi urządzenie było połączone. Miejsce przed cieplarniami zajmują wszelkiego rodzaju kwieciste rabaty, na sposób francuski narysowane. Na wszelkiego rodzaju posągach nie zbywa, alem nie znalazł żadnego, który by się mógł nazwać prawdziwie pięknym. Reszta ogrodu w sposób bardzo różnorodny zużytkowana. W części przecinają go aleje starych kasztanów. W części labirynty zajmują żywymi płotami opasane; w niektórych miejscach porobiono tarasy, pokopano stawy, posadzano warzywa i kwiaty. Grupy nadzwyczaj wysokich i grubych drzew, w których pniach gdzieniegdzie porobiono siedzenia, otaczają wielki staw, po nim pływają gondole, a z brzegów jego roztacza się widok szeroki na okolicę, którą Wisła przepływa. W bliskości jego znajduje się pięknie sklepiona grota, w której liczne towarzystwa mogą zasiąść do stołu [...], dalej wznosi się sypane sztucznie wzgórze, okryte najpiękniejszym trawnikiem, z którego drugiej strony widok. To wszystko z dodatkiem sadów owocowych, altan, parterów, lasków, stanowi w tym miejscu przyjemnym rozmaitość, jakiej się po nim nikt nie spodziewa” [Podróże Inflantczyka].