© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Ślubuję Ci miłość i wierność. Spory Jerzego Marcina Lubomirskiego i Karola Stanisława Radziwiłła z dyrekcją poczty stanisławowskiej

Z działalnością poczty dawnej Rzeczypospolitej wiążę się wiele pasjonujących, a niekiedy wręcz zabawnych opowieści. Bohaterem jednej z nich jest znany z różnych ekscesów Jerzy Marcin książę Lubomirski, a drugiej - wpływowy wojewoda wileński Karol Stanisław książę Radziwiłł, zwany „Panie Kochanku”. Polemika, jaka wywiązała się między nimi a dyrekcją stanisławowskiej poczty dotyczyła jednak dwóch zupełnie różnych spraw. Zarówno Lubomirski, jak i Radziwiłł, wnieśli skargi na działanie poczty do króla Stanisława Augusta, co uruchomiło lawinę korespondencji między stronami. W konflikt zaangażowano więc najpoważniejsze instancje w państwie, na czele z samym królem.

W marcu 1781 roku książę Lubomirski podjął podróż z Warszawy do Dubna, w którą zabrał również małżonkę w zaawansowanej ciąży. Książę Lubomirski nie należał do osób, które zbyt chętnie szafowały groszem i pozwolił sobie skorzystać okazji, aby nie płacić w drodze na stacjach pocztowych za wynajmowane konie. Całą sytuację tłumaczył tym, że skończyły mu się w trakcie podróży pieniądze, a z oczywistych względów nie mógł sobie pozwolić na jej przerwanie. Żądał więc od pocztmistrzów wynajmowania koni zobowiązując się do pokrycia należnej opłaty w przyszłości, na co wystawiał stosowne dokumenty. Niemniej – jak się okazało później – wcale nie miał zamiaru zwrócić tych pieniędzy, co spowodowało liczne skargi na jego osobę ze strony stacji pocztowych. Zresztą nie wszyscy pocztmistrzowie zgodzili się na wynajem koni na kredyt, ponieważ zabraniały im tego obowiązujące ówcześnie przepisy pocztowe. Pocztmistrz cudnowski nawet powozy księciu aresztować ważył się. Książę Lubomirski starał się odwrócić „kota ogonem”, narzekał na pocztę, czuł się urażony stawianymi mu rzekomo bezzasadnie zarzutami, usprawiedliwiał swoje zachowanie przed królem, groził poczcie sądem. Wcześniej jednak sam został pozwany do tegoż sądu przez pocztę. Nie wiemy, jak skończyła się ta historia, lecz mimo powagi całej sytuacji wyglądała rzeczywiście zabawnie.

Nie mniej interesująco przedstawiały się zarzuty wojewody wileńskiego księcia Karola Stanisława Radziwiłła, który w 1784 roku wytoczył przeciwko poczcie ciężkie armaty. Wojewoda utyskiwał na to, że poczta pomogła w ucieczce żonie jego przyrodniego brata Hieronima Wincentego księcia Radziwiłła, księżnej podkomorzynie litewskiej Zofii Dorocie Fryderyce z domu von Thurn-Taxis, która zbiegła za granicę z muzykiem Duszkiem. Poczta miała tak szybko transportować małżonkę nieszczęśliwego księcia, że ten ścigając ją dzień i noc zdołał ją dogonić dopiero za granicą pruską w Tylży. Radziwiłł oskarżał pocztowców o lenistwo oraz o to, że zbyt pochopnie wynajmują konie podróżnym nie zapisując, wbrew obowiązującym przepisom, w odpowiedniej dokumentacji nazwisk podróżnych. Uznał on, że urzędników poczty powinna zainteresować tajemnicza podróż księżnej w powozie oznakowanym barwami radziwiłłowskimi, za to bez męża i służby.

O ile zarzuty te były cokolwiek śmieszne, to wojewoda wileński zwrócił uwagę na bardzo istotną kwestię, a mianowicie na to, że w zasadzie poczta równie dobrze mogła wynajmować konie złodziejom, zabójcom, gwałtownikom, świętokradcom. Apelował do Stanisława Augusta o wydanie poczcie zakazu stosowania tego typu praktyk oraz wynajmowanie koni za okazaniem paszportu, co oczywiście było z różnych względów niewykonalne. Książę Radziwiłł sugerował również, że ichmość dobrze zapłaceni z ochotą wynajmowali księżnej konie pomagając jej tym samym w ucieczce, a także zapowiadał, że w razie braku reakcji ze strony króla przeciwko tak szkodliwemu nieporządkowi przedłoży skargę na sejmikach oraz w sejmie. Dyrektor poczty Ignacy Franciszek Przebendowski uznał zarzuty Radziwiłła za absurdalne i wskazywał na to, że zgodnie z przepisami pocztowymi urzędnicy poczty nie mają prawa odmówić świadczenia usługi na rzecz określonej osoby, w tym również złoczyńcy, bez otrzymania wcześniejszych dyspozycji w tym zakresie. Wziął w zdecydowaną obronę pracowników poczty i sugerował, że nie obawia się wysunięcia przez Radziwiłła zarzutów na sejmie, lecz proponował rozważyć, czy to ma sens i czy warto niepokoić takimi sprawami króla. Polemika między Radziwiłłem i dyrekcją poczty trwała kilka tygodni, aż wreszcie książę wycofał się ze swych żądań. Starał się wyjść z całej sprawy z twarzą i wskazać na to, że zaczął ją od spraw osobistych jedynie po to, aby w poczuciu odpowiedzialności za państwo zwrócić królowi uwagę na bardzo istotne kwestie obyczajowe i prawne.