© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
   |   02.03.2021

Spotkanie z ojcem | felieton historyczny z cyklu „Koszulka Dejaniry”

Nie każdy wybitny człowiek miał wybitnego ojca. Akurat Jan III miał.

Jan III: O, zbliża się jakaś persona, persona co się zowie, jakiś wielki pan, co widać po wzięciu i postawie. Nie żaden to nuworysz albo inny chudopachołek na pół morgi piachu. To ktoś z ktosiów, jakiś wojewoda, marszałek sejmowy, starosta czy inny kasztelan...

Jakub Sobieski: Cha, cha! Jeden, drugi, trzeci i czwarty, nawet kasztelan krakowski, co to krok brał przed resztą senatorów. (rozkłada szeroko ręce) Synu, Janie, tak długo cię szukałem!

Jan III: Może dlatego, że są tu wyznaczone miejsca dla pomazańców bożych. Chętnie się z nich wymykam, ale – wstyd to wielki – tyś mnie znalazł, a nie ja ciebie. (królewski cień drży, jakby płakał, zaczem rzuca się do ojcowej ręki) Ach, panie, kim ja byłbym bez Ciebie!           

Jakub Sobieski: No, no, bez przesady Twoje sukcesy były niezmiernie większe i Tyś wreszcie wyniósł nasz herb, dumną Janinę, pod niebiosa, a nawet na nie.

Jan III: Zdarzyło się, ale przecie (ciągle zaaferowany) Tyś mnie ukształtował, pomnij tylko na instrukcję, którą napisałeś dla mnie i Marka na zagraniczny wojaż.

Jakub Sobieski: Marka... (teraz on dygocze) jego śmierć była straszna: zamordowali go okrutnie Nogajowie po batohowskiej katastrofie, którym z zimną krwią wydał na rzeź szlachetnie urodzonych jeńców ten parrycyda i kat Chmielnicki. Ale, ale ty też ledwie uniknąłeś śmierci z tatarskiej czy kozackiej ręki.

Jan III: Owszem, to było pod Beresteczkiem, gdzie na krótko dostałem się w ich łapy. Ale prędko odbili mnie nasi. Wraz z Markiem prędko opuściliśmy słodki Paryż, aby ruszyć na pomoc ojczyźnie, która leżała we krwi i błocie. Bardziej jednak wsławił się wtedy Marek, jeden z bohaterów Zbaraża. Kochałem go bardzo, i to on większe czynił nadzieje. (spłoszonym, desperackim głosem) Ojcze, czy Ty nie kochałeś go bardziej niż mnie?

Jakub Sobieski: (wygląda, jakby chciał przytulić syna) Skąd, synku, nie. Jeśli tak mogło się wydawać, to tylko dlatego, że Marek był starszy, a wiadomo, co znaczy pierworodny w takich jak nasze rodzinach... Tak pragnę cię przytulić...

Jan III: (wciąż wzruszony) Pamiętam, jak w Paryżu doszła nas wieść o Twej śmierci. Zamówiliśmy mszę, którą celebrował nuncjusz papieski. Taka była Twoja w życiu chwała. Powiedziałem „ukształtowałeś mnie” i jest to całkowita racja.

Jakub Sobieski: O, może znałem kilku uczonych ludzi. Szymon Szymonowic, mądry to był człek, zresztą mieszczanin z pochodzenia, później dostał indygenat i herb Kościesza, z którego kontaktów siła korzystałem na studiach w Paryżu, gdzie zaprotegował mnie znamienitym profesorom, którzy nadali moim uniwersyteckim trudom pogłębiony charakter. Przede wszystkim Isaacowi Casaubonowi, który był niesłychanym znawcą literatury starożytnej. Celował zwłaszcza w badaniach nad Teokrytem i Diogenesem Laertiosem, byłem jego prywatnym uczniem, dopóki nie przeszedłem do Collège Royal. Szymonowic zresztą mógł na ciebie mieć nie tylko dobry wpływ, gdyż cięgiem pisał te sielanki, co być może odbiło się na twoich, synu, gustach literackich, przykładem zachwyt dla tego niewydarzonego d’Urfégo. Nudzą mnie te twoje Celadony i Sylwandry. Powtarzam wciąż, że wiedza ozdabia każdego, szczególnie zaś szlachcie wysokiego rodu wstyd głupimi być…

Jan III: Zawstydzasz mnie, panie ojcze, swoją uczonością. Gdzie mi tam do niej, choć owszem, nie gardziłem poważną lekturą, głównie militarną. Dzielny wojak, autor wysoko przeze mnie cenionego „Commentariorum Chotinensis belli libri tres”, którą zaczytywałem się w tygodniach poprzedzających me własne zwycięstwo chocimskie…

Jakub Sobieski: (wtrąca) To było coś wspaniałego!

Jan III: ...nie byłeś nigdy wszakże głównodowodzącym. Jednakże myślę, że twa ogromna wiedza wojskowa pomogłaby na stanowisku, na które zasłużyłeś.

Jakub Sobieski: Niby na jakie?

Jan III: Otóż na królewskie. Bo policzmy tylko: mąż uczony, znający świat, bywałeś przecież nawet w Portugalii, świetny mówca parlamentarny, głęboki znawca rzeczy publicznej, zwierciadło mądrego rozsądku, nieobcy wcale sztuce wojennej. Wierzę, że taki król zapewniłby pomyślność Rzeczypospolitej. Z jednym może „ale”. Wy, panie ojcze, do szpiku kości republikanin, wielbiciel ustroju Rzeczypospolitej, z liberum veto, mogliście nie zauważyć jego radykalnych błędów. Ale klęsk, ojcze, nie dożyliście – ani powstania Chmielnickiego, ani potopu szwedzkiego, ani mych nieszczęsnych wypraw mołdawskich, pchanych już tylko drążącą mnie ideą dynastyczną, której tak nie cierpieliście. Ale świat się zmieniał, a Polsce, która zapewne zbyt prędko rozwinęła idee demokratyczne, potrzebna była silna władza monarsza.

Jakub Sobieski: No i jak się skończyły te wasze despotyzmy: zrobiły coś dobrego dla kraju? A na przykład liberum veto jakoś funkcjonuje w Unii Europejskiej, do której podobno należymy. Trzeba widzieć dalej, mój drogi synu.