© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   27.10.2022

Stulecie odsieczy wiedeńskiej… z Voltaire’em w tle. O kilku nieoczywistych wątkach w „Mowie z okoliczności uroczystego obchodu stuletniej pamiątki zwycięstwa Jana III pod Wiedniem” Jacka Przybylskiego

Kiedy latem 1783 roku Hugo Kołłątaj otrzymał do zaopiniowania Mowę z okoliczności uroczystego obchodu stuletniej pamiątki…, nie spodziewał się zapewne – on, jak i wszyscy w Komisji Edukacji Narodowej – że kariera jej młodego, nieznanego szerzej autora, Jacka Idziego Przybylskiego, niebawem nabierze znacznego rozpędu. Nie mógł też przewidzieć, że w recenzji tej okolicznościowej oracji na stulecie odsieczy wiedeńskiej przyjdzie mu sformułować pochwałę, naganę i ostrzeżenie jednocześnie.

Pierwsze w dziejach Rzeczypospolitej państwowe obchody ważnej rocznicy miały się odbyć pod patronatem monarchy i KEN. Zadbano o odpowiednią oprawę imprezy, którą uświetnić miały dydaktyczne wystąpienia dla młodzieży (z tego choćby względu należało dostosować grafik do roku szkolnego), spisane i wygłoszone zgodnie z wytycznymi – zostały one zawarte w Liście okólnym do zgromadzeń szkolnych pióra królewskiego brata, biskupa Michała Jerzego Poniatowskiego, i rozesłane po całym kraju z nadzieją, że instytucje dydaktyczne zechcą wziąć udział w tak zorganizowanej akcji i przekażą organizatorom projekty do zaopiniowania. W znacznym stopniu nadzieje te się ziściły, w wielu miastach wystąpiły rozpoznawalne persony – jak Franciszek Karpiński czy Filip Neriusz Golański – ale młody Jacek Przybylski, dydaktyk związany ze szkołami wydziałowymi KEN… co najmniej przesadził [1]. Spełnił wprawdzie podstawowe oczekiwania organizatorów, zarazem znacząco wychodząc poza ich ramy, a przy tym zdradzając się z nader nieortodoksyjnymi, choć poczytnymi, lekturami. Kołłątaj musiał zareagować, Przybylski bowiem najwyraźniej zapragnął, choćby i za cenę kłopotów, zabłysnąć erudycją i oczytaniem. A nie o to chodziło.

Z Jackiem Idzim należało się obejść ostrożnie – wcale nie tylko z obawy przed skrzywdzeniem miłości własnej młodego (i jednak – uzdolnionego) nauczyciela [2]. Połowa roku 1783 to czas skomplikowanych zabiegów dyplomatycznych obozu królewskiego w Petersburgu, stanowiących swego rodzaju zasłonę dymną dla przygotowywanych w kraju działań reformatorskich – oficjalne obchody stulecia odsieczy po prostu nałożyły się w czasie na te procesy, stając się tym samym częścią wielowątkowej polityki kulturalnej, historycznej i zagranicznej Stanisława Augusta. Wiele pod tym względem tłumaczy jeden z głównych organizatorów imprezy i najbliższy naówczas człowiek króla, biskup Michał Jerzy Poniatowski, we wspomnianym wyżej Liście okólnym. Objaśnia w nim opłakaną sytuację kraju po okresie rządów dynastii saskiej („Bliżsi następcy walecznych przodków naszych podanego sobie od nich zaszczytu polskiego […] piastować i dochować nie umieli”), wspomina tragedię rozbioru („Spadło następnie dokonane na nas nieszczęście. Postrzegamy się, gdy wszelkie odjęte są nam śrzodki ratowania ojczyzny”), ale zachęca zarazem przełożonych szkół, by organizując obchody, wyzyskali w oracjach sens pozytywny, zachęcający do – by tak rzec – myślenia oświeceniowego, nastawionego na przyszłość: „powinno być naszą usilnością w potomkach naszych zostawić ojczyźnie broń rozumu”.          Biorąc pod uwagę, że mamy jednak do czynienia z upamiętnieniem zwycięstwa militarnego, takie ujęcie – nieoczekiwana „broń rozumu” – może dziwić. Wspomnienie przewag Sobieskiego, jak dalej perswaduje Poniatowski, nie może być – przy takim położeniu geopolitycznym kraju i w sytuacji obecnej jego niemocy sprawczej na arenie międzynarodowej – „wyliczaniem czynów” orężnych wiedeńskiego tryumfatora, jest to bowiem „czczy punkt honoru, którym się przez słowny nałóg chełpić zwykliśmy, jest to para ćmiąca prawdziwe męstwo”. Wizja przeszłości winna być krytyczna i rewizjonistyczna. Stąd kontrpropozycja królewskiego brata, by obok wyliczania dziejów orężnych mówić zwłaszcza o sprawach obywatelskich – te bowiem najlepiej posłużą, jakże pożądanemu, skojarzeniu Jana III z głównym organizatorem odnowy umysłowej Polaków, Stanisławem Augustem: „Możemy-ż znakomitszy przykład waleczności i cnót obywatelskich wystawić młodzi polskiej, jak przypominając wielkie dzieła króla Polaka Jana III? Jak wystawując na wzór zostawione nieśmiertelności w obywatelstwie i na tronie czyny jego?”. Nie ma wątpliwości, że odsiecz wiedeńska stanowić miała zaledwie przyczynek do zaprezentowania bliskiego Komisji wizerunku oświeceniowego monarchy, filozofa na tronie. A jest nim w równym stopniu i Sobieski, i – zgoła niewojowniczy – Stanisław August. Nie o sam opis zwycięskiej galopady na tureckie okopy powinno w zamówionych oracjach chodzić [3].

Jakież więc musiało być zdziwienie Hugona Kołłątaja (który przy organizacji obchodów wziął na siebie sprawy krakowskie i zaopiniowanie tekstu autora stamtąd się wywodzącego), gdy czytał propozycję Jacka Przybylskiego. Związany wcześniej z Wszechnicą Krakowską przyszły tłumacz i bibliotekarz doskonale wywiązał się z powierzonego mu zadania i przy okazji – jak nadmieniono – posunął się zdecydowanie za daleko. Szarża wiedeńska Sobieskiego znacznie zbladła w cieniu erudycyjnej szarży Przybylskiego, główny zaś cel imprezy – porównanie monarchów [4] – zupełnie zniknął w natłoku literackich wtrętów, cytatów, nawiązań, a nawet wysoce niepożądanych aluzji filozoficznych.

Pisane w tonie jakby mecenasowsko-ojcowskiej ni to przygany, ni to pochwały, listy Kołłątaja do Przybylskiego szczęśliwie się zachowały. Już pierwszy z nich zdradza, że – licząc bardzo na udział Jacka Idziego w warszawskich obchodach – chciał Kołłątaj stanowczo zwrócić uwagę autora na rzeczy niestosowne: „Nie mogę W[aszmość] Panu zaprzeczyć […], że masz wiele aplikacji […] wiele czytałeś […] mowa Jego tak obficie wieloma dobremi myślami jest napełniona, iż by z niej kilka można zrobić […] przyznasz W[aszmość] Pan, że często i zbytek zaszkodzi, i położenie rzeczy nie na swym miejscu […]”. Zarzut pierwszy i wyraz podziwu zarazem – Przybylski napisał kilka mów na kilka tematów, ale niewątpliwie jest wysokiej klasy znawcą, nie sposób mu tego odmówić.

W następnym zdaniu Kołłątaj oględnie i z wprawą zatroskanego „starszego kolegi” wskazuje, co konkretnie jest źle, licząc na domyślność Przybylskiego: „Mowę Waszą, rozebrawszy na części, przyznasz zapewne, iż by z niej można napisać i poważny dyskurs, i piękną satyrę, i żartobliwe na wzór powieści Wolterowych pismo” [5]. Wprawdzie „każda [z nich] wydałaby się bardzo dobrze z osobna”, lecz KEN od mówców oczekuje po jednej wyrazistej mowie dydaktyczno-obywatelskiej. Złączenie stylów „poważnego dyskursu” i satyry samo w sobie stanowi naruszenie zasady decorum, której oświeceniowi preceptorzy, przywiązani do staropolskich tradycji retoryki, nie lubią omijać bez potrzeby. Nadto dochodzi u Przybylskiego coś dziś już tajemniczego – „żartobliwe na wzór powieści Wolterowych pismo”. Tu właśnie najbardziej upatruję elementu ojcowskiego napomnienia i przestrogi w liście Kołłątaja. Wiedział wszak, że Przybylski z upodobaniem Voltaire’a studiuje i tłumaczy, uznał więc, że szyfr będzie dlań raczej łatwy do odczytania.

Wolteriańskie fascynacje u przyszłego kierownika biblioteki Wszechnicy to sprawa stosunkowo dobrze rozpoznana. Po zejściu ze ścieżki duchownego (znaczonej choćby uzyskaniem niższych święceń kapłańskich) zaczyna się w życiu tego dydaktyka okres wzmożonych wysiłków translatorskich, które ich badacza, Jacka Wójcickiego, skłoniły do sformułowania przewrotnego hasła „Przybylski, czyli Voltaire” [6]. W 1780 r. Przybylski opublikował anonimowo udany przekład Poème sur le désastre de Lisbonne (poświęconego katastrofie roku 1755), a bluźnierczego dla filozoficznych tradycjonalistów Kandyda we własnej adaptacji zadedykował Ignacemu Potockiemu (ten zaś, przerażony, skonfiskował cały nakład). Miał już też na koncie tłumaczenie Wolteriańskiego kompendium – Historyczno-krytycznych wiadomości o życiu i pismach pana Woltera (t.1 w 1781, opublikowany pod inicjałami J.P.) pióra Johanna Christopha von Zabuesniga, które zostało w ojczyźnie autora opublikowane jako udawana przestroga przed szkodliwością czytania Francuza, a w istocie stanowiło znakomity przewodnik po myśli i przypadkach życia Voltaire’a. Uzyskało jednak dzięki tym fałszywym zapewnieniom imprimatur, co pewnie skłoniło Przybylskiego, by podobną metodą okpić i sarmackich cenzorów. I oczywiście udało mu się.

Kołłątaj stosuje jednak formułę „powieści Wolterowe”, co naturalnie kieruje uwagę na tłumaczone przez Jacka Idziego powiastki filozoficzne Voltaire’a: Memnona, Dobrego bramina i Kandyda właśnie (wszystkie trzy z lat 1780 i 1781). Trudno uwierzyć, by mowa prokrólewska o ewidentnych cechach protreptyku [7], związana tak silnie z okolicznościami historycznymi i politycznymi, w dodatku adresowana do młodszego raczej odbiorcy, mogła być dla Przybylskiego zabawą w cytowanie sławnego deisty, ale widać Kołłątaj był zbyt wytrawnym znawcą pióra Jacka Idziego, by czegoś choćby i między wierszami nie wyczuć. Dziś można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, co konkretnie to było.

Trzeba przy tym pamiętać, że Przybylski skonstruował tak naprawdę trzy mowy – najpierw tę, która została wysłana Komisji do zaopiniowania, następnie mowę poprawioną (ta najwyraźniej była na tyle zwięzła, że nadawała się do wygłoszenia w obecności monarchy) i wreszcie mowę, która stała się podstawą druku z 1784 r. Dysponujemy tylko ostatnią z nich, ale powinno to wystarczyć do sformułowania względnie precyzyjnych wniosków. Poza samą oracją druk perory zawiera też osobny dział przypisów, znacznie większy od części właściwej – są tu biogramy wielkich postaci, anegdoty wojenne, dokładne dane dotyczące liczby wojsk i sprzętu, dalsze losy co ważniejszych bohaterów kampanii, a nawet rzeczy tak nieoczekiwane, jak… biografia Mahometa. To obszerny materiał badawczy, a przy tym dający dobry wgląd w, by tak rzec, techniki manipulacyjne Przybylskiego. Nie pozbył się on bowiem tak całkiem nadmiarowych treści –zaledwie je skrócił i przeniósł do przypisów, uzyskując w efekcie niemalże podręcznik historii.

W tak rozległej panoramie dziejów nie mogło zabraknąć i innych bohaterów przełomu XVII i XVIII w., z oczywistych więc względów Przybylski sięga po wiele sylwetek dodających Sobieskiemu splendoru. Jest wśród nich szwedzki monarcha Karol XII, słynny swego czasu wojownik i postać, jak się zdaje, jak najbardziej godna wspomnienia w obecności króla Stanisława Augusta – jego ojciec, Stanisław Poniatowski (1676–1762). Był on wszak jednym z najbliższych ludzi Karola XII, w czasie zakończonej klęską Szwecji bitwy pod Połtawą ratował mu życie, zaś na przymusowej emigracji w Turcji okazał się sprawnym dyplomatą, działającym w jego imieniu. Historia walecznego Szweda stała się inspiracją dla Voltaire’a, który w wielokrotnie przerabianej i rozszerzanej Historii Karola XII rozwijał swój warsztat badawczy – jego praca okazała się wielce poczytną lekcją wielowątkowego myślenia o przeszłości oraz ogniwem w dziejach rozwoju historiografii. Stanisław Konarski krytykował wprawdzie deizm Voltaire’a oraz jego „bezbożny” stosunek do Opatrzności, wyrażony w poemacie o katastrofie Lizbony, który wywołał gwałtowny upust niechęci Konarskiego w jednym z jego wierszy [8]. A jednak to właśnie Konarski rozpoczyna w Polsce proces aprobatywnej recepcji Volaire’a jako historyka [9]. Tym bardziej Przybylski sięgnął po frazy z Historii Karola XII, które pokazywały króla Jana III jako postać światowca inspirującego wielkich ludzi nawet po śmierci: „[Karol XII] poważał szczególniej Jana Sobieskiego. Nauczyciel jego Nordkopenser […] chcąc go zachęcić do nauki języka łacińskiego, powiedział mu: Jan Sobieski doskonale mówił po łacinie […] Więc i ja uczyć się będę”, miał odrzec Karol. Przybylski w ten sposób niemal dosłownie zacytował frazy z Karola XII [10].

Pewnie nie byłoby w tej aluzji nic złego, gdyby pierwotna wersja mowy nie zawierała innych Wolterowskich zapożyczeń, które niepotrzebnie frasowały niedawną i niewesołą przeszłością. W Historii Karola XII Przybylski odnalazł i taką myśl: „Korzystając z jego [Karola] młodości, zmówili się na zgubę Szwecji – Fryderyk IV, król duński, August, elektor saski a zarazem król polski, i car rosyjski Piotr Wielki” – Jacek Idzi powtarza te słowa we własnym tłumaczeniu [11], tym mocniej kierując uwagę Kołłątaja na Voltaire’a. A przecież, poza nowoczesną metodologią, uzupełnioną pokaźną liczbą anegdot i opisów dyplomatycznych machlojek, książka zawiera też niemało treści cokolwiek niewygodnych. Brutalny i na wpół szalony u Voltaire’a Piotr I wywołuje prawie podziw autora – ma on jakby to wszystko, czego brakowało królom Polski, o której mówi się tu co najwyżej poprawnie (zwłaszcza uwagi o nadużyciach ustrojowych czy absurdalnie paradnej szlachcie, obsesyjnie przyglądającej się poczynaniom królów, którzy zawsze tylko czyhają na pozbawienie jej przywilejów [12]). Intrygi Augusta III też są tu mocno uwypuklone, co tylko oddala – i oddalało zapewne pierwotną wersję mowy – od tematu właściwego. Niewątpliwie z Historii Karola XII Przybylski musiał więc korzystać i najprawdopodobniej obficie ją cytować.

Do podobnych wniosków skłania jego dość obszerny przypis zawierający biografię Mahometa. Wiek rozumu interesował się postacią proroka i w ogóle sylwetkami przywódców religijnych, jednak dziwi nieco taka dokładność w przedstawieniu jednego z nich w mowie okolicznościowej o Sobieskim. Co więcej, tu także Przybylski miał przewodnika w osobie Voltaire’a. Wizerunek proroka – sprytnego szalbierza, który wykorzystuje sytuację polityczną i naiwność zabobonnych rodaków – prawie natychmiast kieruje uwagę na przynajmniej dwa dzieła Francuza. W pierwszej kolejności – na tragedię Mahomet, czyli fanatyzm, która początkowo, w roku premiery w Lille (1741), wywołała przypływ uznania dla autora za jego przenikliwość i niezłomność w piętnowaniu fanatyzmu religijnego, zwłaszcza muzułmanów. Nie dostrzegano jednak, że zakłamany kuglarz Voltaire’a jest w gruncie rzeczy portretem… papieża (jak i całego chrześcijaństwa). Voltaire próbował się wywinąć od zarzutów, publikując edycję wraz z korespondencją (raczej sfałszowaną) z Benedyktem XIV [13], który rzekomo z zadowoleniem przyjął taką pochwałę własnych rządów – tę wiedzę można też było zdobyć z Historyczno-krytycznych wiadomości Zabuesniga w skrupulatnym przekładzie Przybylskiego [14]. Sama tragedia była zresztą w Polsce znana, a nawet oglądana – francuscy aktorzy odegrali ją w Warszawie w 1777 r., a krótko później – jak przekonywał znawca zagadnienia – rozpoczyna się okres najżywszej w Polsce debaty o Voltairze [15], z przewagą opinii krytycznych. Mnożą się głosy oburzenia w tempie nadzwyczajnym, wśród dzieł o mieszanej sławie znajdzie się monumentalny Essai sur les mœurs et l'esprit des nations (Esej o obyczajach i duchu narodów), będący dla Przybylskiego – a jakże! – kolejnym źródłem sprawdzonej wiedzy.

Przyjrzyjmy się fragmentom jego Mowy: „Mahomet […] za młodu bawił się handlem wielbłądów, atoli przy bystrym rozumie i gładkiej wymowie zawsze czuł chęć górowania nad równemi. Wzbogacony przez ożenienie się z Kadyszą, wdową majętnego kupca, umyślił zrobić się panem swego narodu […] przez układ nowej religii. Sprzyjały mu okoliczności – ziomkowie jego byli zabobonni i lekkowierni, a on umiał grać każdą rolę […] Uwierzyła żona i domowi [że miał widzenie archanioła Gabriela – I.B.] i wnet w okolicach wiedziano, że Mahomet jest prorokiem […] Zwierzchność mekkańska, zabiegając rozruchom, chciała sprzątnąć oszusta. Ratował się ucieczką do Medyny. To prześladowanie stało się epoką założenia państwa i ugruntowania zakonu Mahometa. Arabowie zowią tę epokę hegirą i od niej lata rachują. Dzień jej pierwszy przypadł na 16 lipca roku 622 ery chrześcijańskiej […] W pień wyciął tych, którzy się odważyli wątpić o jego proroctwie, i rozciągnął swój zakon wraz z zdobyczami aż do Persji i Grecji [podkr. moje – I.B.]”. Zbliżone informacje zawarł Ignacy Krasicki w Zbiorze potrzebniejszych wiadomości, ale wygląda na to, że Jacek Idzi dokonał sprytnej kompilacji, byle tylko ukryć w swym tekście Voltaire’a – polskie źródła skąpią bowiem wiedzy, która w Eseju została dokładnie wyłożona.

W rozdziale szóstym O Arabii i Mahomecie nie tylko odkrywamy źródła tych informacji, lecz także zyskujemy ogląd warsztatu Przybylskiego. U Voltaire’a: „[Mahomet] Żył w zapomnieniu ze swoją pierwszą żoną Cadige aż do osiągnięcia czterdziestego roku życia. Dopiero w tym wieku zaczął wykazywać talenty, które zdawały się czynić go kimś lepszym od rodaków […] otaczały go siła autorytetu i przebiegłość, ożywiane przenikliwymi oczami i radością na twarzy. Miał odwagę Aleksandra, a także hojność i trzeźwość, które zapewniły Aleksandrowi wielkość we wszystkim, co czynił […] Znając dobrze charakter swoich rodaków – ich ignorancję, łatwowierność i żarliwość – uznał, że może ustanowić siebie prorokiem […] prześladowany w Mekce i skazany na śmierć, uciekł do Medyny. Ta ucieczka, zwana hegirą, rozpoczyna okres jego świetności i stanowi fundament jego mocarstwa. [Z czasem – I.B.] z wygnańca stał się zdobywcą […] po upływie dziewięciu lat, wierząc, że jest wystarczająco silny, aby rozszerzyć swoje podboje i religię wśród Greków i Persów, przystąpił do ataku na Syrię, wówczas poddaną Herakliuszowi, i odebrał mu kilka miast”. Podkreślone frazy wydają się powiązane, zwłaszcza fragment o hegirze wygląda na luźne tłumaczenie z Eseju. Ostrożny w tym przypadku Przybylski postanowił jednak skompilować przypis z czymś przystępniejszym. Voltaire pisze bowiem aprobatywnie o islamie i Proroku, doceniając zwłaszcza okres, gdy arabscy uczeni stali się nauczycielami Europy, chwali też literacki kształt Koranu – wiedzę zdobywał z pierwszej ręki, prosto z angielskiego przekładu świętej księgi pióra George’a Sale’a z 1734 r.

Stąd właśnie kolejny autor, który pojawia się zakulisowo w przeładowanej aluzjami Mowie Przybylskiego. Ignacy Krasicki w Zbiorze potrzebniejszych wiadomości (1781–1783) zanotował o Mahomecie: „herszt wiary od siebie wymyślonej […] pozór objawienia i ton prorocki przymnożył mu uczniów. Tym on oznajmiwszy, iż mieczem religią swoję rozszerzać pragnie, stał się wodzem kupy swawolnej […] Że zaś był z Medyny wypędzony roku 622, 16 lipca, ten rok Turcy za epochę swoję kładą i od niego początek hegir swoich rachują” [16]. Książę biskup myli się jednak w datach (śmierć proroka np. datuje na 633 r., Przybylski na 631 – i obaj nie mają racji), Przybylski więc najwyraźniej kompiluje swoją wypowiedź z kilku źródeł, poczynając od ulubionego Voltaire’a, gdy tylko znajduje u niego jakąś frapującą ciekawostkę – ta zaś najczęściej otwiera przed nim całe uniwersum tekstów.

Czegoś u Krasickiego i w Eseju jednak mu brakowało, skoro nagle pisze, że Mahomet miał posługiwać się następującym przysłowiem: „Bóg, dzieląc między proroków talenta dla szczęśliwości ludzkiej, Mojżeszowi dał cuda, Jezusowi łagodność, a jemu oręż”. Sury Koranu często operują triadą Mojżesz – Jezus – Mahomet, ale w tej dokładnie postaci nie występuje ona nigdy. Nie zanotował jej nigdy ani Voltaire (także w swoim krótkim eseju De l’Alcoran et de Mahomet z 1748 r.), ani badający skrupulatnie życie Mahometa Edward Gibbon w The Life of Mahomet (dopiero za jakiś czas, po 1788 roku, stanie się szerzej znany w Polsce dzięki Zmierzchowi cesarstwa rzymskiego, umieszczonemu w indeksie ksiąg zakazanych). Henri de Boulainvilliers w potężnej biografii La Vie de Mahomet czyni proroka prekursorem oświeconego deizmu, lecz ani razu na czterystu stronach nie wkłada w usta Mahometa tych słów. Studiując Esej o obyczajach, natknął się jednak Przybylski na przypis Voltaire’a, odsyłający do Koranu w przekładzie wspomnianego Sale’a. Jeśli jednak udał się tym tropem – też nic podobnego nie znalazł. Wszakże uniwersum tekstów, otwierające się przed Jackiem Idzim, gdy sięga po kontrowersyjnego Francuza, jest potężne. Angielski Koran mógł naprowadzić znającego mowę Albionu Przybylskiego na innych orientalistów z Wysp [17].

Powyższe przykłady niewątpliwie mogą posłużyć jako ciekawostka dla badaczy spuścizny Przybylskiego i jego Wolteriańskich fascynacji. Poświadczają też, że pierwotna wersja mowy była przeładowana erudycyjnymi wycieczkami, choć nie wszystkie można dziś w pełni odtworzyć. Jeden wszakże fragment ostatecznej wersji perory wyraźnie przekonuje, że Voltaire niejako podyktował Przybylskiemu naczelną tezę i metodę jej udowodnienia. Był to kolejny passus z Eseju o obyczajach, na tyle zgodny z oczekiwaniami KEN, że tym razem Jacek Idzi nie potrzebował się frasować ukrywaniem go w przypisach – jest więc możliwie najbardziej transparentny i stanowi mocny akord początkowych partii pochwalnej mowy o Sobieskim i odsieczy 1683 roku.

Voltaire objaśnia kampanię wiedeńską, poczynając od konfliktu na turecko-węgierskim pograniczu: „Ze wszystkich ludów, które oglądaliśmy […] Węgrzy byli najnieszczęśliwsi. Kraj ich jest wyludniony, rozdarty między katolicyzmem a protestantyzmem. Młody Imre Thököly, magnat węgierski […] wezwał do powstania tę część Węgier, która podlegała cesarzowi Leopoldowi […] Wielki wezyr Kara Mustafa […] otrzymał rozkaz od Mehmeda IV uderzenia na cesarza pod pretekstem pomszczenia losu Thökölyego. Sułtan zebrał oddziały na równinach Adrianopola, nigdy jeszcze Turcy nie zgromadzili takiej siły. Wojsk regularnych 140 tysięcy, 30 tysięcy Tatarów krymskich […] razem była to siła 250 tysięcy. Horda idzie na Węgry […] Nic nie powstrzymuje marszu Kara Mustafy […] doszedł aż pod bramy Wiednia – 16 lipca – i natychmiast zaczął oblężenie” [18]. Jacek Przybylski nie tylko powtarza tę kolejność (sytuacja Węgier – sojusz z Turcją – szybki marsz na cesarstwo i atak na stolicę), nie ogranicza się do pożyczenia liczb lub nazwisk – jego opis inicjuje dokładne tłumaczenie tych właśnie stron Eseju, wzbogacone aluzjami niewątpliwie zaczerpniętymi od Voltaire’a (jak choćby o udziale pracowników uniwersytetu w obronie miasta). Ze wszystkich rozrzuconych po olbrzymiej antyoracji Wolterowskich wyimków ten zdaje się najważniejszy. Nie jest przypadkiem, że blisko 220 lat od wydaniu Eseju po identyczne słowa co Przybylski sięgnął Pierre Chaunu w Cywilizacji wieku oświecenia. Voltaire ze swoim dramatycznym opisem bliskiej klęski cywilizacji pojawia się między uwagami, które niecałe dwa wieki wcześniej ukrył w mowie nasz piewca króla Sobieskiego. Najpierw Chaunu uczy: „Europa Oświecenia – czy trzeba to powtarzać? – jest wielką Europą […] przestrzeń europejska rośnie w dwójnasób od połowy XVII wieku do połowy XVIII przez wcielenie do niej na nowo starego chrześcijaństwa wschodniego, które z przyczyny odległości, nacisku koczowników stepowych i niepomyślnych losów – trwałe usadowienie się Turków na Bałkanach, a zwłaszcza na równinach naddunajskich – zostało niemal całkowicie odcięte od gęsto zaludnionego obszaru śródziemnomorskiego” [19]. Około 1680 r. rozpoczyna się nowy ruch w dziejach Europy, ruch, który z powodzeniem można ująć w kategoriach ekonomiczno-geograficznych – Europa zaczyna się stawać zupełnie nowym obszarem, znacznie większym. Zupełnie jak u Voltaire’a,  zwycięskie potyczki jednych armii i klęski drugich są tu ilustracją pewnych ogólniejszych tez, nie zaś celem samym w sobie.

Wtedy też sięga Chaunu po passus z Eseju o oblężeniu Wiednia i komentuje go następująco: „Bohaterski opór ludności pozwala [stolicy] doczekać przybycia pomocy. Krucjata staje u wrót Europy Oświecenia. Wystarczy bliska pomoc. Ujawnia ona nagle wewnętrzny rozkład otomańskiego aparatu wojennego. Jan III Sobieski, Karol Lotaryński, armia krucjaty nie przekracza liczby 70 000 ludzi […] Wiedeń, najważniejsza data jednostkowo wieku XVII i XVIII wyznacza początek terytorialnego podwojenia Europy” [20]. Monografia ta była – podkreślmy – monografią cywilizacji trwającej wedle badacza od ok. 1680 r. do lat 1770–1780. Efekt – zwłaszcza gdy słowa te odkrywa czytelnik polski – jest piorunujący: krucjata Sobieskiego „staje u wrót” cywilizacji oświeconej Europy, a odkrywcą jego roli w tej nowoczesnej naówczas metodologii okazuje się powszechnie krytykowany francuski libertyn i wróg Kościoła, ale zarazem – nowatorski historyk, Voltaire. Staje się chyba powoli jasne, czemu jego gorliwy czytelnik, Przybylski, tak bardzo starał się włączyć go do swojego wywodu.

Przypomnijmy, że metodologia uprawiana w Cywilizacji wieku oświecenia stanowi jedno z najnowszych ogniw w rozwoju historiografii i jest bezpośrednią spadkobierczynią poglądów Voltaire’a na sztukę dziejopisarstwa i rolę dziejopisa. Nie jest to jeszcze romantyczna historiozofia z jej prowidencjalnymi objaśnieniami przyczyn upadku i wzrostu, zarazem zdecydowanie nie jest to już kronikarstwo zapełnione opisami triumfów i klęsk bardziej lub mniej wybitnych królów-wodzów. Historia Voltaire’a jest historią cywilizacji, dzieje podbojów mają tu rolę służebną wobec tematu naczelnego – rozwoju, który zapewnia monarcha i gospodarz, opiekun swojego ludu, przeciwstawiony zdobywcy. Stąd tak bardzo wyróżniona u Przybylskiego cywilizacyjna rola Jana III jako nowego bohatera Europy – bohatera „prawdziwego”. Jak powiada: „Bohatyr prawdziwy nie jest to srogi jaki zdobywca, który świat żałobą i pustoszeniem okrywa, o którym gęste dochodzą wieści, jak o okropnem trzęsieniu ziemi lub ogniowym pożarze, i który nie bacząc, że najrozleglejsza kraina nie może być kładziona na szali z życiem jednego człowieka i że niesłuszna wygrana czyni go tyle razy zbójcą, ile żołnierzy od oręża polega i ile obywatelów z tej przyczyny upada […] Nie godzi się przyznawać dostojnego imienia bohatyra, tylko właściwie świetnemu gieniuszowi, który kształcony długą i trudną natury pracą, a ozdobiony dzielnym rozumem […] używa żelaza na ocalenie ziemi ojczystej lub poskromienie gwałcicielów sąsiedztwa”.

Takie poglądy na rolę wodzów-obrońców jako „sprężyn historii” stają się coraz popularniejsze właśnie pod wpływem prac Voltaire’a. Uwagi Przybylskiego – choć może i przesadnie egzaltowane nawet jak na pochwałę władcy! – zdają się wynikać z wielokrotnie przytaczanych słów z listów Voltaire’a czy jego Nowych rozważań o historii. Oto ostatnie cytaty do przemyśleń: „Nic bowiem po nich [bitwach – I.B.] nie pozostaje prócz imion tych, którzy wiedli bataliony i szwadrony do boju. Nic nie przyjdzie też rodzajowi ludzkiemu ze stu stoczonych bitew […] dla mnie wielcy ludzie są zawsze pierwsi, zaś bohaterowie ostatni. Nazywam wielkimi tych, którzy celowali w tym, co pożyteczne, i w tym, co przyjemne. Niszczyciele prowincji są tylko bohaterami”. Oraz: „Niezbyt kocham bohaterów, czynią zbyt wiele hałasu. Nie cierpię tych podbójców, którzy są hardymi wrogami samych siebie, którzy widzą najwyższe dobro w zgrozie walki, szukając wszędzie śmierci i każąc ją cierpieć stu tysiącom podobnych do siebie ludzi” [21]. Słowa Przybylskiego o „prawdziwym bohatyrze” są zapewne, tym razem, jakością oryginalną, choć najwyraźniej urobioną dzięki odrobionej lekcji nowoczesnej historiografii.

Zadanie zostało wykonane, Sobieski – należycie upamiętniony. Kołłątaj chyba nie mógł oczekiwać lepszego rezultatu swoich starań recenzenckich, skoro wygłoszona mowa (a więc jej druga, nieznana nam, wersja) wywołała wielki entuzjazm Warszawy, a obecny przy wystąpieniu Przybylskiego Stanisław August Poniatowski nie krył ponoć wzruszenia. Jak przy innych okazjach, uhonorował swojego mówcę złotą tabakierką. Kariera Jacka Idziego szybko zaczęła nabierać rozpędu. Jego perora o Sobieskim na długo została w pamięci słuchaczy, a później i czytelników wersji książkowej. Voltaire, choć zakulisowo, znacznie się temu przysłużył.

Przypisy:
  1. Trzeba zaznaczyć, że przed laty formułowano już – zwykle zdawkowe – uwagi na temat obchodów roku 1783. Teksty te przywołuje i rozwija Konrad Pyzel w studium Obchody setnej rocznicy odsieczy wiedeńskiej jako przykład polityki historycznej czasów Stanisława Augusta (w: Sarmacka pamięć. Wokół bitwy pod Wiedniem, red. B. Dybaś, A. Woldan, A. Ziemlewska, Warszawa 2014). Osobną książką na ten temat jest Rok 1783. Stulecie kampanii wiedeńskiej  pióra wyżej podpisanego (Warszawa 2020; zawiera też edycję krytyczną mowy Przybylskiego). Podjęty tu temat – nieoczekiwana obecność tekstów Voltaire’a w mowie Przybylskiego – został w niej jednak ledwie zasygnalizowany i odłożony do dalszych rozpoznań.
  2. Dał się on przecież poznać szerszej nieco publiczności i samemu monarsze choćby dwa lata wcześniej, wygłaszając mowę imieninową dla króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
  3. Cytaty z Listu okólnego za wydaniem: List okólny prześwietnej Komisji Edukacji Obojga Narodów, nakazujący uroczysty obchód stuletniej pamiątki zwycięstwa Jana III… do zgromadzeń szkolnych, [w:] Pamiątka stuletnia zwycięstwa pod Wiedniem przez Jana III… uroczyście obchodzona dnia 11 i 12 października roku 1783, Wilno 1784. Sprawa dyplomatycznego zaplecza obchodów jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana, niż to wyżej – skrótowo – omówiono. Dokładniej pochylam się nad tematem we wspomnianej w przypisie 1. monografii zjawiska.
  4. O tym, że w istocie obchody miały skłonić młodzież do takiego porównania w myślach obu władców, dostatecznie przekonuje inny fragment Listu: „… rzecz wasza na tym zależeć będzie szczególnie, abyście w mowach waszych umiejętnie ukazali dawną Polaków edukacją, przez którą przodkowie nasi układali się na dobrych obywatelów i wojowników […] dochowujących przyjaźni, dalekich od obłudy, prywaty i zbytku […] Abyście dokładnie wyłuszczyli, że lubo przodkowie nasi w szkołach tak wydoskonalonej jeszcze mieć nie mogli edukacji, jako teraz Komisja Edukacyjna za przewodnictwem mądrego króla rozkrzewić usiłuje […] atoli tym nas przewyższali, iż […] ciągłym ćwiczeniem i dobrym przykładem doskonaleni, utwierdzili sami siebie w bojaźni Bożej i obywatelstwie” (k. E3v–E4r).
  5. Trzy listy Kołłątaja do Przybylskiego znajdują się w teczce 148/1 gabinetu rękopisów Biblioteki Jagiellońskiej. Jako pierwszy odczytał je i upublicznił wraz z pierwszą roboczą interpretacją Jerzy Snopek (Hugo Kołłątaj jako krytyk i promotor Jacka Przybylskiego, „Ruch Literacki” 1988, z. 4–5), jako ostatni – piszący te słowa.
  6. Mam na myśli tytuł wprowadzenia do edycji „Kandyd Wszędybylski, czyli najlepszość” oraz inne przekłady Jacka Idziego Przybylskiego, oprac. J. Wójcicki, Kraków 2006.
  7. W Pasażu Wiedzy na temat zob. uwagi Romana Krzywego: https://www.wilanow-palac.pl/staropolskie_ekscytarze_wojenne.html
  8. S. Konarski, Pieśń X. Gniew na bezbożnego poetę, ktokolwiek on jest, co pisał wiersze o trzęsieniu ziemi w Lizbonie, [w:] tegoż, Opera poetica – utwory poetyckie, oprac. J. Wójcicki,. A. Masłowska-Nowak, Warszawa 2013.
  9. M. Smolarski, Studia nad Wolterem w Polsce, Lwów 1918, s. 3–5.
  10. W polskim tłumaczeniu sprzed wieku: „Czuł np. wstręt do łaciny, ale gdy mu tylko powiedziano, że król polski i duński władają tym językiem, zaraz się zabrał do nauki tak gorliwie, że niebawem mógł biegle mówić” (Voltaire, Historia Karola XII, tłum. Zygmunt Światopełk Słupski, Oświęcim 2016, s. 10).
  11. Tamże, s. 15 (i powtórzenie na s. 27). U Przybylskiego: „Gdy zaczął panować, Fryderyk IV – król duński, August II – król polski i Piotr I – car moskiewski, korzystając z jego młodości, ułożyli między sobą oderwać pograniczne prowincje od jego królestwa”.
  12. O Polsce w Historii Karola XII zob. tamże, s. 41–44.
  13. Pod tym względem dobrym materiałem badawczym są wznowienia tragedii, np. z 1751 r., gdzie znajduje się też list filozofa do króla pruskiego Fryderyka.
  14. J.C. Zabuesnig, Historyczno-krytyczne wiadomości o życiu i pismach pana Woltera i inszych nowych filozofów. Wykład z niemieckiego przez J.P., jednego z akademików krakowskich. Część pierwsza, Warszawa 1781, s. 118, 120 i 124.
  15. M. Smolarski, Studia…, dz. cyt., s. 8–10.
  16. I. Krasicki, Mahomet albo Machomet, [hasło w:] Zbiór potrzebniejszych wiadomości porządkiem alfabetu ułożonych, t. 1, Warszawa–Lwów 1781 s. 91.
  17. W The History of Mahomet, that Grand Impostor (Edynburg 1782, s. 9) angielski podróżnik-orientalista Charles Thompson notował: „God had sent Moses and Jesus with miracles, and men would not hearken to their doctrine, he had now sent him in the last place without miracles, to force them to obedience by the power of the sword” oraz „But Mahomet […] was a prophet sent principally to manifest the fortitude of God by the power of the sword”. Starszy o epokę, sympatyzujący z wigami Kornwalijczyk, Humphrey Prideaux, w Life of Mahomet (1697) zapisał identyczne słowa (s. 29 w londyńskiej edycji z 1716 r. The true nature of imposture fully displayed in the life of Mahomet). Po latach powtórzeń tego samego zdania nawet Washington Irving w usta proroka wkłada następującą tyradę: „[…] even the miracles of Moses and Jesus have been treated with unbelief. I, therefore, the last of the prophets, am sent with the sword […] The sword is the key of heaven and hell” (Life of Mahomet, London 1850, s. 94).
  18. Voltaire, Essai sur les mœurs et l'esprit des nations, [w:] Œuvres complètes de Voltaire, t. 11–13, Garnier 1878, s. 147–148.
  19. P. Chaunu, Cywilizacja wieku oświecenia, przeł. E. Bąkowska, Warszawa 1989, s. 48–49.
  20. Tamże, s. 50.
  21. Cytaty zamieszczam w przekładzie Andrzeja Feliksa Grabskiego, zawartym w jego książce Myśl historyczna polskiego oświecenia, Warszawa 1976.