© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   11.02.2022

Supliki staropolskie

Termin „suplika” pochodzi od łacińskiego słowa supplicatio, czyli błaganie, prośba. W okresie staropolskim zwykło się nim określać prośby poddanych skierowane do swych panów czy ustanowionych przez nich władz. Przedstawiano je ustnie lub na piśmie – o pierwszych wspominają źródła, natomiast spisanych suplik zachowało się do naszych czasów bardzo wiele. Są one bezcennymi materiałami do badań relacji pomiędzy właścicielami majętności a ich poddanymi.

Bardzo dużo suplik odnaleźć można w zachowanych archiwach wielkich rodów magnackich. W ogromnych zasobach akt po Sobieskich czy Radziwiłłach znajdują się ich setki. Najwięcej zachowanych dokumentów pochodzi z ostatnich dziesięcioleci XVII i pierwszej połowy XVIII wieku.

Supliki zazwyczaj miały bardzo prostą formę. Często rozpoczynała je wyrażona w uniżony sposób deklaracja wiary w zrozumienie ze strony zwierzchności i przyszłą pomoc. Następnie suplikant przechodził do wyjawienia swoich bolączek i oczekiwań konkretnych form wsparcia. Opisy swoich potrzeb i niedoli raz mają postać bardzo lakoniczną i konkretną, kiedy indziej spotkać można opisy barwne, pisane wyrobioną ręką oraz żywym, plastycznym,  pięknym językiem. Na koniec zazwyczaj pojawia się obietnica wznoszenia dozgonnych modłów w intencji dobrego zdrowia i długiego życia „jaśnie pana” lub „jaśnie pani” bądź przysłanych przez nich urzędników, od których zależała decyzja w sprawie suplikującego. Często supliki nie zawierają daty i miejsca powstania, także adresat jest niejednokrotnie określony enigmatycznie. Pisma bowiem skierowane bywają do „Miłościwego Królewicza” albo „Wielmożnego Pana Administratora”. Uniemożliwia to precyzyjne umiejscowienie supliki w czasie i przestrzeni.  

To oczywiste, że znacząca większość suplik nie była pisana przez suplikującego. Pierwsza połowa XVIII wieku to okres, kiedy w wyniku tragicznych wojen i ogromu zniszczeń poziom kultury w Rzeczypospolitej upadł tak nisko, że nawet wśród szlachty nietrudno było znaleźć takich, którzy pisać nie umieli. Trudno więc włościan czy mieszczan, zwłaszcza tych biedniejszych, posądzać o umiejętność pisania. Poświadczają to zresztą podpisy pod suplikami. Czasem spotkać można proste znaki w postaci krzyżyków, choć częściej pojawia się imię suplikującego, niekiedy wraz z dodaniem jego profesji. Nietrudno jednak zauważyć, że i ono zostawało wpisane tą samą ręką, która sporządzała cały tekst. Z potrzebą przygotowania supliki zwracano się do osób wykształconych, a przynajmniej umiejących pisać, za co ci pobierali opłaty.

Analiza treści suplik wskazuje, że poddani nie mieli obaw przed przedstawianiem swoich skarg, wylewaniem żalów i próśb o pomoc. Kierowali je wprost do właściciela dóbr, a jeśli był on nieosiągalny, to do ustanowionych przez niego administratorów czy zarządców. Autorami suplik byli przedstawiciele wszystkich stanów i zawodów mieszkający czy tylko czasowo przebywający w dobrach konkretnego magnata. Mamy więc do czynienia z pismami chłopów, w tym także tych bezrolnych, najbiedniejszych. Tak samo rzecz się ma z mieszczanami, odnaleźć można zarówno listy chrześcijan, jak i Żydów, a niekiedy także Ormian. Supliki pisali także żołnierze pozostający na służbie magnata, zatrudnieni rzemieślnicy, kupcy, przedstawiciele miejscowego duchowieństwa różnych konfesji i tak dalej. Sprawy wnoszone przed oblicze właściciela dóbr lub jego zarządców ukazują całą paletę zwyczajnych życiowych trosk i problemów gnębiących poddanych. Treści suplik ujawniają najróżniejsze przyczyny tych problemów, a tym samym pozwalają wejrzeć w realia codziennego funkcjonowania niższych warstw społecznych w magnackich majątkach.

Powodem skarg bardzo często była zwyczajna urzędnicza nieuczciwość. Jej ofiarą padł między innymi Pietro Innocente Comparetti, który wraz ze swoimi ludźmi na zlecenie burgrabiego pałacu wilanowskiego Jana Piotra Leonhardta własnym kosztem wykonywał różne prace przy dekoracji rezydencji. Nie mógł później doczekać się wynagrodzenia, ale również zwrotu poniesionych kosztów. Zmuszony był w końcu wnieść skargę do pani tych dóbr, najprawdopodobniej dożywającej ostatnich dni, Elżbiety Sieniawskiej, lub niedługo po jej śmierci do jej córki, Marii Zofii, wraz z prośbą o wypłacenie mu tych pieniędzy. W innych majątkach wykonawcy różnych prac nie mogli uzyskać zapłaty na skutek zwyczaju odsyłania ich po nią do tych, którzy z racji gospodarowania danymi dobrami magnackimi, mieli z nich oddawać ustaloną należność. W 1756 roku asygnatę do arendarzy wystawiono Janowi Barwińskiemu, rymarzowi z Żółkwi. Jednak żaden z urzędników nie chciał mu na podstawie takiego kwitu wypłacić ani grosza. W końcu Barwińskiemu nie pozostało nic innego, jak zwrócić się z prośbą do księcia Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńko” o pomoc w uzyskaniu zapłaty (NGAB f. 694, op. 3, nr 3455, k. 18 ).

Ciekawą grupę suplikujących stanowią poddani, którzy zmuszeni zostali do proszenia o pomoc na skutek wcześniej podjętych własnych działań, które przerosły ich możliwości. Przykładem może być krawiec z Żółkwi, Stanisław Sokołowski. Rozpoczął budowę domu, ale zabrakło mu pieniędzy na jego wykończenie. Z prośbą o wsparcie zwrócił się wprost do króla Jana III (NGAB f. 694, op. 3, nr 3453, k. 620–620v). Tak samo króla upraszała o pożyczkę niejaka Jaremowa, garncarka. Po niespodziewanej śmierci męża nie mogła dokończyć budowy domu (NGAB f. 694, op. 3, nr 3455, k. 10–10v). Natomiast Tymko Wrozowski, gdy padł mu koń i musiał przerwać pracę przewoźnika, w wyniku czego popadł w długi, prosił monarchę o finansową pomoc, aby mógł dalej pracować (NGAB f. 694, op. 3, nr 3455, k. 12–12v). 

Wśród suplik szczególną grupę stanowią te pisane przez wdowy po poddanych pochodzących ze wszystkich grup społecznych. W lutym 1724 roku Reina Barska, gospodyni w pałacu warszawskim Elżbiety Sieniawskiej, zostawszy wdową z trójką małych dzieci, upraszała kasztelanową o wsparcie, a przede wszystkim o wypłacenie zatrzymywanego dotąd wynagrodzenia po jej zmarłym mężu. Znacząca liczba takich suplik świadczy o wysokiej liczbie wdów zamieszkujących wraz osieroconymi dziećmi magnackie dobra.

W archiwaliach pochodzących z dóbr, gdzie liczna była społeczność żydowska, mamy oczywiście do czynienia z suplikami pisanymi przez jej członków. W 1691 roku skarżył się przed królem Żyd Lewko, blacharz z Żółkwi, na odebranie mu sklepiku. Zarzucał starszym żydowskim, że podzielili się pieniędzmi, które zyskali na nieuczciwym załatwieniu jego sprawy. Chaim Oronowicz, drukarz żółkiewski, prosił o pomoc w odzyskaniu pieniędzy po zmarłym rabinie ze Świrza, który nie rozliczył się z odebranych książek. Liczni kupcy żydowscy dopraszali się pomocy w odzyskaniu długów od kontrahentów, zarówno chrześcijańskich, jak i żydowskich. Podobne problemy mieli żydowscy arendarze dóbr. Nie mogąc zebrać od należnych czynszów od niejednokrotnie do cna zrujnowanych poddanych,  suplikowali o wyrozumiałość w sprawie niemożności wniesienia w czasie do skarbu pańskiego zakontraktowanej sumy z arendy. (por. supliki w zbiorze: NGAB f. 694, op. 3, nr 3453, 3455, 3459; NGAB f. 694 op. 4, nr 1864).

Z żalami i pokornymi prośbami o pomoc zwracały się niekiedy całe grupy poddanych. Królewiczowi Konstantemu Sobieskiemu skarżył się cech tkaczy z Kukizowa na partaczy pracujących we wsiach, swoją nieautoryzowaną działalnością psujących im interes (NGAB f. 694, op. 3, nr 3459, k. 1–1v). Innym razem o pomoc księcia Michała Kazimierza Radziwiłła dopraszało się czterech żółkiewskich garncarzy. Skarżyli, że po wielkiej zarazie w połowie XVIII wieku z całego cechu garncarskiego pozostało ich jedynie czterech, tymczasem arendarze żądali od nich czynszów w dawnej wysokości (NGAB f. 694, op. 3, nr 3459, k. 45) W wielu innych wypadkach proszono o uwolnienie od opłat lub ich zmniejszenie na skutek klęsk żywiołowych niszczących plony, nieurodzajów, zrujnowania zawyżonymi czynszami, rabunków wojskowych i tak dalej.

Powodem do upraszania pomocy możnego protektora były także zwykłe problemy rodzinne i obyczajowe. Garncarz  z Jaworowa, Szymon Mikołajowicz wraz z żoną, skarżył na  rodziców, z którymi mieszkali i których utrzymywali. Okazało się jednak, że ojciec i matka wszystko zastawili Żydom, a syna wygonili z domu (NGAB f. 694, op. 4, n4 1864, k. 223–223v). Synowie Bazylego Patryły prosili o pomoc w zmianie zapisu swojego zmarłego ojca, który całą majętność zostawił dwóm synom z innego małżeństwa oraz klasztorom (NGAB f. 694, op. 4, nr 1864, k. 247–247v). Szczególne powody do szukania ratunku u przedstawicieli władzy miał Konstanty Ponczosznik, którego druga żona zaczęła romansować z czeladnikiem męża, wyrzuciła go z domu, oskarżyła o pobicie i doprowadziła do osadzenia w więzieniu (NGAB f. 694, op. 4, nr 3455, k. 37 ).

Czy supliki docierały do właścicieli dóbr i spełniały pokładane w nich nadzieje? Niekiedy tak się zdarzało. Losy wniesionej supliki niejednokrotnie można śledzić po adnotacjach sporządzonych pod jej tekstem, niekiedy zawierających decyzje kończące sprawę. Wyjątkowo wiele tego typu dopisków znajduje się na suplikach żółkiewskich z okresu panowania Jana III, gdyż sporo czasu spędzał on w Żółkwi i dlatego wiele listów trafiało do jego rąk. Król, podobnie jak później Elżbieta Sieniawska, do końca życia interesował się pomyślnością gospodarczą swoich majątków, a zatem i pomyślnością  poddanych. Nie obce im były także ewangeliczne maksymy o konieczności obrony i wspomagania słabszych, pokrzywdzonych, wdów i sierot, a przede wszystkich dochodzenie prawdy i sprawiedliwości. Stąd na licznych suplikach można spotkać notę poświadczającą, że Jan III zapoznawał się z ich treścią osobiście. Zazwyczaj decydował się wesprzeć potrzebujących bezzwrotną kwotą, gdy zaś chodziło o inwestycję w dom lub w interes, udzielał rozłożonej na kilka lat pożyczki. W sprawach skarg, sporów, wyrządzonych krzywd nakazywał swoim urzędnikom dokładne zbadanie sprawy i rozsądzenie jej. Podobnie rzecz się miała w dobrach magnatów, także tych trzymanych twardą ręką przez Elżbietę Sieniawską. Nie wiemy, kiedy swoją suplikę wniósł Pietro Innocenti Comparetti, na krótko przed śmiercią Sieniawskiej, czy niedługo potem, gdyż dokument nie jest datowany. W każdym razie jego pretensje zostały rozpatrzone i doczekał się przynajmniej częściowego wynagrodzenia, bowiem pod tekstem poświadczył odbiór dziesięciu czerwonych złotych.


Bibliografia:

Adam Kaźmierczyk, Żydzi w dobrach prywatnych w świetle sądowniczej i administracyjnej praktyki dóbr magnackich w wiekach XVI–XVIII, Kraków 2002, s. 62–63, 70.

Dariusz Bąkowski-Kois, Zarządcy dóbr Elżbiety Sieniawskiej – studium z historii mentalności 1704–1726, Kraków 2005, s. 71–77, 78–83.

Magdalena Ujma, Latyfundium Jana Sobieskiego 1652–1696, Opole 2005, s. 168–179;

Bożena Popiołek, Dobrzy chłopi i źli panowie. Kwestia opieki nad poddanymi w korespondencji Elżbiety Sieniawskiej, kasztelanowej krakowskiej, w: Epistolografia dawnej Rzeczypospolitej, t. 6, red. Piotr Borek, Marceli Olma, Kraków 2015, s. 266, 269, 272–278.

Źródła:

Zbiory suplik z majątków Sobieskich i późniejszych ich właścicieli: Narodowe Archiwum Białorusi w Mińsku (Нацыянальны гістарычны архіў Беларусі), F. 694, op. 3; Narodowe Archiwum Białorusi w Mińsku (Нацыянальны гістарычны архіў Беларусі), F. 694, op. 4; Rafał Nestorow, Jakub Sito, Ad Villam Novam, t. 3, Rezydencja i dobra wilanowskie w świetle materiałów archiwalnych z Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, Warszawa 2010, s. 9–12, 95–106.


Artykuł pochodzi z katalogu „Elżbieta Sieniawska. Królowa bez korony”, red. Konrad Morawski, Konrad Pyzel, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2020.


Katalog powstał jako zapowiedź wystawy upamiętniającej 300. rocznicę zakupu dóbr wilanowskich przez Elżbietę Sieniawską.