© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   10.12.2019

Traktat polsko-turecki zawarty pod Buszą w 1617 roku – preludium wyprawy cecorskiej

Napięcia w pokojowych stosunkach polsko-tureckich, jakie zapanowały w pierwszej połowie XVII wieku, pojawiały się co jakiś czas. Ich powodem były najazdy tatarskie na ruskie i ukrainne ziemie Korony, a później również kozackie wyprawy na wybrzeża czarnomorskie. Jednak dopiero w połowie drugiego dziesięciolecia XVII wieku sprawy przybrały obrót tak poważny, że nieomal doszło do wojny. Zapobiegła jej w dużym stopniu trzeźwość umysłu i opanowanie hetmana Stanisława Żółkiewskiego.

Powodów do tak poważnego zatargu dała tym razem strona polska. Tatarzy, owszem, najeżdżali jak zwykle i domagali się zaległych upominków, których kwota w 1617 roku urosła do niebagatelnej sumy 100 tys. złotych. Rzeczpospolita uginała się jednak pod ciężarem wojny moskiewskiej – samo spłacenie konfederacji wojskowych kosztowało oficjalnie ok. 5 mln zł i nie było z czego opłacać Tatarów. Niestety, wojna moskiewska odwróciła również uwagę Polski od spraw południowych i dała asumpt do rozwoju liczebnego Kozaczyzny. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Kozacy zapuszczali się coraz dalej i śmielej na wody Morza Czarnego, docierając na przedmieścia Stambułu. Budziło to grozę i chęć odwetu u Turków. Z kolei sami Turcy postanowili odzyskać pełnię władzy nad Mołdawią i w 1611 roku usunęli stamtąd propolskiego hospodara Konstantego Mohyłę, łamiąc swe zobowiązania wobec Polski. Polacy podejmowali więc zbrojne interwencje w tym kraju w latach 1612 i 1615–1616. Nie przyniosły one trwałego sukcesu, a przyczyniły się do zajątrzenia obustronnych stosunków.

Co prawda wydawać by się mogło, że po staremu uda się sprawy załagodzić, a to z powodu innych priorytetów w polityce obu państw. Właśnie w 1616 roku sejm wiosenny uchwalił podatki na wyprawę królewicza Władysława do Moskwy, chcąc skończyć ciągnący się od lat konflikt. W tymże roku sułtan Ahmed I wznowił wojnę z Persją, by odzyskać straty z pierwszych lat swego panowania. Utrzymanie pokoju leżało zatem w interesie zarówno Polski, jak i Turcji.

Tymczasem Osmanowie postanowili wykorzystać polskie zaangażowanie się na wschodzie i wymusić ustępstwa. Od początku 1617 roku aktywność przejawiali Tatarzy, zaś latem skierowana została do Mołdawii armia pod komendą Iskendera paszy. Wiódł on kilkanaście tysięcy Turków, Mołdawian, Wołochów, Siedmiogrodzian i Tatarów – siły dość poważne i mogące poczynić znaczne szkody. Stanisław Żółkiewski spodziewał się jednak nadejścia nieprzyjaciela i zawczasu przygotował pozycje obronne nad Dniestrem. Skierowano tutaj również wojska zaciągnięte na wyprawę moskiewską Władysława Wazy. Obie armie znalazły się naprzeciwko siebie 12 września.

Z tą chwilą zaczęła się wojna nerwów. Turcy spalili pograniczny Raszków, ale oficjalnie odżegnali się od tego, uznając to za „wypadek przy pracy”. Iskender pasza, widząc gotowość wojsk polskich, deklarował chęć rozmów. Stanisław Żółkiewski 15 września wysłał więc do obozu tureckiego Piotra Ożgę. Obie strony rozpoczęły tradycyjną licytację skarg. Osmanowie skarżyli się na Kozaków, żądając zniszczenia miast ukraińskich, będących siedzibami mołojców, m.in. Kaniowa, Korsunia i Czerkas. Domagali się oczywiście ukarania Zaporożców i zapobieżenia dalszym najazdom. Polacy odpowiadali, że Kozacy z dawna najeżdżali wybrzeża czarnomorskie i nigdy dotąd nie było to powodem do wojny. Żądali też powstrzymania najazdów tatarskich. Tatarzy z kolei domagali się upominków, których Polska nie miała ochoty płacić. Na tej sprawie rozbiły się rozmowy Ożgi z przedstawicielem krymskim Alisz murzą, jednak Iskender pasza deklarował, że Porta wymusi na Tatarach respektowanie układu. Niemniej po cichu zezwolił Kantemirowi na wymknięcie się z ordą z obozu i spustoszenie zaplecza polskiego (17 września). Jeśli liczył na rozerwanie sił polskich, to się zawiódł. Żółkiewski słusznie uznał, że głównym zagrożeniem jest Iskender pasza, i trzymał całość sił w pogotowiu.

To wreszcie skłoniło wodza tureckiego do sfinalizowania rozmów. 23 września spisano porozumienie, datowane przez Turków pod Buszą, a przez Polaków pod Jarugą. Obie strony zobowiązały się do powstrzymania Kozaków i Tatarów, przy czym upominki dla tych ostatnich Polacy deklarowali płacić od momentu zawarcia traktatu. Polacy zobowiązali się też do nienaruszania granic siedmiogrodzkich i niewspomagania tamtejszych oponentów księcia Gábora Bethlena – złamanie tego punktu będzie jednym z głównych powodów wybuchu wojny w 1620 roku. Stanisław Żółkiewski zgodził się też powstrzymać od interwencji w Mołdawii i na bardziej odległej Wołoszczyźnie, co było faktycznym zrzeczeniem się polskich roszczeń do zwierzchnictwa na tym obszarze. Hospodar mołdawski został jedynie zobowiązany do utrzymywania przyjaźni z królem polskim, dbania o pokój między Polską a Turcją i zapewnienia swobody handlu kupcom polskim.

Traktat pod Buszą stał się powodem krytyki hetmana Stanisława Żółkiewskiego w kraju. Wodza polskiego oskarżano o dopuszczenie do najazdu tatarskiego i zaprzepaszczenie polskich osiągnięć w Mołdawii. Niemniej, wobec wciąż niezakończonej wojny z Moskwą, hetman nie miał innego wyjścia, jak za wszelką cenę utrzymać pokój z Turcją. Takie też miał instrukcje od króla. Zadanie zatem wykonał. Co więcej, spod Buszy ruszył na Ukrainę, gdzie narzucił Kozakom ugodę zobowiązującą ich do powstrzymania się od napadów na wybrzeża czarnomorskie (ugoda olszanicka). Utracone wpływy w Mołdawii można było odzyskać w bardziej sprzyjających okolicznościach – czego też Polacy z hetmanem Żółkiewskim na czele próbowali w 1620 roku, prawda, że z tragicznym skutkiem.