Księżna Charlotta Amelia (1649-1722), żona Franciszka II Rakoczego, przyprawiała moralistów, szczęściem w dobie rokoka niezbyt licznych, o palpitacje. Ale temperamentna, niekryjąca się z miłostkami księżniczka heska i siedmiogrodzka, miała też swoje polityczne kalkulacje. Jako żona buntownika, nadzorowana przez władze austriackie, w 1706 postanowiła zrzucić jarzmo permanentnej inwigilacji. Pytaniem był kierunek ucieczki – na Węgry, do męża, czy za granicę. Decyzję podjęła, kiedy dworacy wiedeńscy postanowili użyć jej w misji politycznej do Nitry, by przedstawiła mężowi punkty skomplikowanego planu pokojowego. Bez powodzenia. Mimo ognistego pocałunku, jaki Franciszek w chwili powitania wycisnął publicznie na jej ustach, okazało się, że małżonkowie oddalili się od siebie. Może wpływ na to miały plotki o wzajemnej niewierności, szczególnie pikantne w relacjach z buduaru księżnej, który z rzadka opuszczał młody spowiednik.
Po powrocie dostała cesarską zgodę na wyjazd z Wiednia, ale kiedy przyjechała do Karlsbadu, została aresztowana. Nasiliły się szykany i musiała realnie myśleć o ucieczce. Owinęła wokół palca porucznika o swojskim nazwisku Radziejowski i podczas konnej przejażdżki bez trudu przekonała go, że warto z nią odjechać. Zbiegli do pobliskiej Saksonii. Kiedy Karol XII uchylił się od spotkania z nią, ruszyła dalej. W Rzeczypospolitej poczuła się bezpieczna, mimo trwającej wojny. Problemem były pieniądze, ale Rakoczy nadesłał fundusze. Amelia podróżowała do Warszawy i Gdańska (spędziła tam rok 1708), ostatecznie osiadając w dobrach jarosławskich, kupionych Rakoczemu przez kochankę i polityczną sojuszniczkę Elżbietę Sieniawską. Z mężem widywała się rzadko, a ich korespondencja dotyczyła głównie spraw majątkowych.
Kiedy w 1711 pokonany Rakoczy musiał uchodzić z Węgier, tracąc majątki i dochody, spotkali się w Jaworowie, koło Załuża; zamieszkali nawet pod jednym dachem, ale był to chybiony eksperyment. Rakoczy pisze o tym w pamiętnikach, kreśląc obraz swego nieszczęścia, nakazującego mu „rozłączyć się ciałem z mą żoną”, gdyż oboje pozostawali na garnuszku kochanki. Jednak gdy trzeba było, występowali oficjalnie, np. gdy do Jarosławia zawitali August II i Piotr I. Kiedy Franciszek zdecydował się na wyjazd do Elbląga, małżonkowie się pożegnali i Amelia wróciła do swej chwilowej rezydencji w Wysocku, niegdyś Sobieskich. Ale nie była stworzona do cichego życia na prowincji, ruszyła więc do Warszawy. Towarzyszyła jej grupa węgierskich wojaków, o których wybrykach donosiła rękopiśmienna prasa. Znalazła gościnę w klasztorze sióstr sakramentek. Z czasem okazała się gościem kłopotliwym, a jej styl życia kompletnie nie przystawał do zakonnej reguły. Nocne powroty czy wizyty mężczyzn spowodowały, że przeorysza wymówiła księżnej mieszkanie.
Odtąd de facto Charlotta Amelia stała się luksusową wersją bezdomnego. Była w stałej podróży, odwiedzała polskie przyjaciółki, składała wizyty zakonom, których niemało było w Warszawie i na prowincji. Upodobała sobie zwłaszcza wizytki. Podwoje pałaców był dla księżnej otwarte. W 1713 jako matka chrzestna miała trzymać do chrztu wraz z Augustem II dziecko Józefa Wandalina Mniszcha, marszałka wielkiego koronnego.
Z końcem roku 1713 zdrowie Charlotcie zaczęło szwankować. Częste przeziębienia i nawroty kamicy nerkowej przykuwały ją do łoża boleści na długie tygodnie. Ale podnosząc się z niego, natychmiast wracała dla tańców, romansów i biesiad. Dokąd była gwiazdą sezonu, wszyscy chętnie gościli księżną. Kiedy przekonano się, że jej sposobem na życie jest składanie wizyt, entuzjazm osłabł. W 1717 Rakoczyna, jak ją powszechnie nazywano, wynajęła skromne mieszkanie w pobliżu warszawskich wizytek. Częstym gościem był tam poseł francuski Jean Victor de Besenval, któremu powierzono zadanie wyekspediowania księżnej z Polski. Zwłaszcza że nalegał na to Wiedeń, widząc, że Charlotta nadal koresponduje z mężem, a w Polsce spotyka się m.in. z posłami tureckimi. Problem był tylko jeden – jak pisała warszawska plotkarka: „ona się nie ma czym żywić, nie tylko wyjechać o czym”. Pieniądze ostatecznie wyłożyła rodzina z Hesji, nie chcąc wstydu przed światem.
W 1721 Charlotta Amelia przybyła do Francji. Niestety, nie dane jej było zabłysnąć na paryskich salonach; zamieszkała w paryskim klasztorze benedyktynek, odgrywającym rolę eleganckiego przytułku dla dobrze urodzonych wdów. Poprzedzająca ją fama i tu znajdowała potwierdzenie – starsza jak na owe czasy pani bez trudu znalazła sobie nowego kochanka, niemieckiego dyplomatę von Schliebena. Może więc matka księcia Filipa Orleańskiego (Elżbieta, córka palatyna Renu), nie bez podstaw przestrzegała syna, by z księżną (jej kuzynką) nie zostawał sam na sam, by nie paść ofiarą gwałtu, „czego podobno miała próbować z carem Piotrem”. Ku uldze matron źle wyrwany ząb i zgorzel sprawiły, że rychło, już 22 lutego 1722, gorszycielka zmarła. Została pochowana na klasztornym cmentarzu. Jej grób, podobnie jak całe opactwo, doszczętnie zniszczono w amoku rewolucji francuskiej.