© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   23.12.2022

W drodze do Rzymu. O kilku włoskich miasteczkach odwiedzanych przez podróżnych w XVII wieku

W epoce baroku liczni podróżni z Rzeczypospolitej Obojga Narodów przemierzali ziemie włoskie, a najważniejszym etapem i głównym celem niemal każdej podróży był Rzym. Udawały się tam rzesze pobożnych pielgrzymów, dyplomaci prowadzący poufne misje, duchowni odwiedzający rzymską kurię, kupcy kursujący między włoskimi składami kosztownych towarów a ich nabywcami w dalekim Lwowie czy Krakowie oraz artyści podejmujący studia w prestiżowej Akademii św. Łukasza. W XVII stuleciu pobyt nad Tybrem stanowił także obowiązkowy punkt każdej grand tour, podróży edukacyjnej podejmowanej przez młodych szlachciców i magnatów w celu uzupełnienia pobieranej w kraju edukacji i nabrania stosownej ogłady. Podczas takiego kilkuletniego wojażu szlachetnie urodzona młodzież odwiedzała w „cudzych krajach” nie tylko zagraniczne akademie, uniwersytety, lecz także dwory, rezydencje i kunstkamery. Na kartach prowadzonych podczas podróży diariuszy i pamiętników wyraźnie dominują wrażenia z Wiecznego Miasta, a na ostatnim etapie drogi do Rzymu podróżni odwiedzali liczne urokliwe włoskie miasteczka. Warto poświęcić uwagę i tym zapominanym zwykle „delicjom ziemi włoskiej”.

Zmierzający nad Tybr Polacy odwiedzali zazwyczaj po drodze Florencję i Sienę, a opuszczając tereny pięknej Toskanii, wraz ze wjazdem na tereny Państwa Kościelnego i opłaceniem cła, wkraczali na teren Lacjum. Tym samym mogli odliczać już godziny dzielące ich od zobaczenia upragnionego placu św. Piotra i odpoczynku po trudach podróży w wygodnych gospodach przy Piazza di Spagna. Kierujący się stamtąd na południe podróżni odwiedzali zwykle kolejne miejscowości leżące na końcowym etapie dawnego szlaku pielgrzymkowego. Była to licząca niemal 1600 km średniowieczna Via Francigena (Iter Francorum), wiodąca z dalekiego wyspiarskiego Canterbury przez ziemie Francji i przełęcze Szwajcarii, a wreszcie przez teren Lacjum do upragnionego celu, czyli grobu św. Piotra. Na kartach relacji pojawiają się zatem kolejno wzmianki o mniej znanych miasteczkach jak Acquapendente, Bolsena, Montefiascone, Viterbo i La Storta.

Podczas objazdu ziem włoskich w 1611 r. taką właśnie drogę do Rzymu wybrał przyszły wojewoda ruski Jakub Sobieski (1591–1646). Ojciec króla Jana III na kartach swojego diariusza zamieścił staranny opis ostatniego etapu tego wojażu od wyjazdu ze Sieny na teren Państwa Papieskiego i zestawił praktycznie wyliczone odległości w milach dzielące poszczególne miasta. Na jego szlaku znalazło się Acquapendente, Montefiascone, Viterbo oraz niewielkie Monterosi położone nieopodal malowniczego jeziora Bracciano. W styczniu 1625 r. miasteczka te odwiedził podróżujący właśnie po Italii młody królewicz Władysław Waza, a na kartach relacji z jego podróży spisywanych przez Stefana Paca i Jana Hagenawa znalazły się opisy drogi od granic Toskanii po Rzym. W grudniu 1686 r. drogą tą podróżowali siostrzeńcy Jana III Sobieskiego, książęta Jerzy Józef (1668–1689) i Karol Stanisław (1669–1719) Radziwiłłowie, a we wrześniu 1696 r. podobną trasę przebył wyjeżdżający z Rzymu do Florencji młody starościc lwowski Franciszek Cetner.

Do etymologii nazwy pierwszego z tych miast i jej łacińskiego pochodzenia odwołał się trafnie miecznik czernihowski, opiekun Jana Stanisława i Aleksandra Jana Jabłonowskich, Jan Michał Kossowicz, wiosną 1687 r., gdy wyjeżdżał do Acquapendente i pisał, wyraźnie zachwycony otaczającym go krajobrazem: „Samym świtaniem na wysokiej górze przejechaliśmy miasto nazwane Aquapendente i niepróżno tak nazwane, z wysokich albowiem skał wielkiemi strumieniami chłodne i wdzięczne spadają wody z ukontentowaniem upragnionego człowieka i win wyśmienitych ma dosyć to miasto”. Wspomniany Jakub Sobieski darował sobie szczegółowe deskrypcje miasteczka, skupił się za to na wzmiance o spotkaniu jednego z jego sławnych mieszkańców, jakim był wiekowy już wówczas chirurg Girolamo Fabrici d’Acquapendente (1533–1619).

Wyruszając dalej na południe, podróżni przemierzali niezwykle malownicze okolice wokół wulkanicznego jeziora Bolsena, leżącego na pograniczu Lacjum, Toskanii i Umbrii. Guwerner synów hetmana Jabłonowskiego podkreślił spore rozmiary jeziora oraz niewątpliwą atrakcję – dwie usytuowane na jego powierzchni wyspy.

Już XVII-wiecznych turystów przyciągała siła reklamy, którą perfekcyjnie zapewniało sobie w tym czasie niewielkie Montefiascone, operując tylko trzema słowami: EST, EST, EST. Przybywający na zaledwie kilka godzin do miasteczka podróżni z całej Europy z wyraźnym upodobaniem przytaczali w swoich zapiskach związaną z nimi obszerną anegdotę. Modyfikowali wprawdzie jej detale w zależności od źródła przekazu, ale sprowadzała się ona do laudacji na cześć miejscowego wina. Zgodnie z lokalną tradycją owe słowa miał zapisać na drzwiach jednej z gospód w Montefiascone sługa pewnego pana i wielkiego miłośnika win po degustacji zaserwowanego mu tam właśnie trunku. Koneser włoskich napitków Johannes Fugger – określany zazwyczaj jako niemiecki kanonik lub biskup – zlecił bowiem słudze ważne i odpowiedzialne zadanie. Miał on jechać konno przodem i oznaczać godne uwagi gospody serwujące wyśmienite napoje słowem EST. Trzykrotne powtórzenie tej rekomendacji wpłynęło na decyzję podróżnego o przedłużeniu pobytu w tym uroczym włoskim miasteczku. Jak miało się okazać – na zawsze. Znalazł on tam również miejsce wiecznego spoczynku, o czym świadczył nagrobek miłośnika włoskich napojów. Podniszczona, nie do końca czytelna, a więc poruszająca wyobraźnię nagrobna inskrypcja w kryptach romańskiego kościoła San Flaviano i zasłyszane w miejscowych gospodach, bez wątpienia ubarwione nieco opowieści przyciągały jednak do Montefiascone kolejnych podróżnych, którzy nie wyjeżdżali z niego bez flaszy (lub kilku) wybornego białego wina. Na kartach niemal wszystkich relacji epoki brakuje wzmianek o miejscowej katedrze czy malowniczym położeniu miasta – Montefiascone wiązane jest niezmiennie wyłącznie ze szlachetnym trunkiem wytwarzanym w tej właśnie okolicy. Odniesienia do wybornej muszkateli znajdujemy również w diariuszu ojca Jana III – Jakub Sobieski dosadnie streścił opowieść o Niemcu, który „będąc wielkim pijanicą” dokonał żywota w tym miejscu. Podobnie litewski szlachcic Teodor Billewicz w 1678 r. przytoczył drobiazgowo opowiedzianą mu historię i treść nagrobnego epitafium miłośnika tutejszych win, podkreślając zarazem, iż muszkatela nad inne wszytkie włoskie znajduje się lepsze”. W 1696 r. wieczerzę w Montefiascone spożył młody starościc lwowski Franciszek Cetner. Można jedynie się domyślać, iż wraz ze swoim guwernerem skosztowali miejscowej atrakcji.

Podsumowując pobyt w Montefiascone, guwerner młodych wojewodziców ruskich, Jabłonowskich, zdawał drobiazgową relację o mieście: „na górze na kształt flasze założone i od tej flaszowej nazwane formy. Przed bramą trochę niżej jest kościół, gdzie opat jeden przed wielkim pochowany ołtarzem z takiej okazyjej, że rad dobrego napijał się wina i dlatego jednego miał sługę, który zawsze przodem jeżdżąc w każdej austerjej kosztował wina i na drzwiach pisał EST gdzie niezłe było wino, gdzie zaś lepsze EST EST, a gdzie najlepsze tryplikował EST EST EST. A że to miasto wyśmienitą i najsławniejszą ma muscatellę zastał te trzy słowa sługi swego na drzwiach jednej austerjej, gdzie zaraz rozgościwszy się z osobliwym tej muscatelle napijając się gustem w gorączkę wpadł i tam zostać musiał. […] Ten w kościele przeczytawszy nagrobek, w austeriej zaś tego de moscato ukosztowawszy wina, za mil pięć, drogą równą, na obiad do Viterbo jechaliśmy, wziąwszy z sobą tej sławnej muscatelle butel i drugi”.

Zaopatrzywszy się na podróż, tenże sam diarysta wraz z podopiecznymi dotarł wkrótce do Viterbo, a w swoich zapiskach podkreślił malownicze i urokliwe położenie miasta. Podróżni wizytowali zwykle w tej miejscowości kościół Santa Rosa, w którym mogli odwiedzić grób jego patronki, franciszkańskiej tercjarki św. Róży z Viterbo. Tam właśnie mszy wysłuchał w 1678 r. podróżnik z dalekiej Litwy, Teodor Billewicz, i zamieścił w swoich notatkach opis rzęsiście oświetlonego i przyozdobionego kwiatami grobu oraz dobrze zachowanego ciała mniszki. Zaledwie kilka lat później, pod koniec 1686 r., grób świętej nawiedzili synowie Michała Kazimierza Radziwiłła i Katarzyny z Sobieskich – Karol Stanisław i Jerzy Józef Radziwiłłowie.

Ostatni przystanek na drodze do Rzymu następował zwykle w La Storta, jednak zmęczeni długą podróżą Polacy rzadko sięgali tam po pióro, zazwyczaj jedynie po to, by uzupełnić itinerarium i odnotować postój w miasteczku. Podróżni czasem nie zwiedzali już nawet lokalnych atrakcji, tak jak choćby w 1611 r. Jakub Sobieski, który wiedział o słynnym Palazzo Farnese w Caprarola nieopodal Viterbo, „alem do niego nie wstępował, kwapiąc się do Rzymu”. Zaledwie kilkanaście kilometrów dzieliło bowiem wojażerów od upragnionego celu podróży – kolejnego dnia mieli już zobaczyć Wieczne Miasto.