© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   02.12.2020

Wolter nie tylko „antypolski”

Najbardziej wpływowy myśliciel XVIII stulecia przez dziesiątki lat swej działalności pisarskiej setki razy wypowiadał się o sprawach Rzeczypospolitej i jej mieszkańców. Z tej bardzo znaczącej spuścizny pamięta mu się jednak przede wszystkim, wręcz niemal jedynie, jego zażartą wrogość wobec Polaków walczących o wolność z próbującymi im narzucić jarzmo Rosjanami. Stąd obraz Woltera „antypolskiego”. Jest to wizja uproszczona, ale oddaje istotę sprawy: filozof, wspierając swym wszechwładnym piórem działania Katarzyny II, przyłożył rękę do pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej.

Obraz innego Woltera, przychylnego państwu polsko-litewskiemu, jest mało znany i pojawia się sporadycznie. A przecież myśliciel ten miał i inne – ważne i pozytywne – związki z Rzecząpospolitą. Miał wśród swych przyjaciół wielu możnych i wpływowych Polaków, by wspomnieć tylko o Stanisławie Leszczyńskim czy Stanisławie Poniatowskim. Jako historiograf zgłębiał dzieje Rzeczypospolitej. Nie tylko świetnie je znał z niezliczonych lektur, lecz także czasami pracował nad nimi w sposób jak na owe czasy nowatorski: by rzetelnie je przedstawić, zbierał relacje świadków, konfrontował je, poszukiwał dodatkowych źródeł. Historiografia polska zawdzięcza mu zwłaszcza pośrednie przekazanie relacji dotyczących wielkiej wojny północnej.

Agresywna postawa skierowana wobec Polaków pojawiła się w jego działalności bardzo późno i dotyczyła przede wszystkim kwestii wyznaniowych – nietolerancji i fanatyzmu, które im zarzucał. To nie była już, jak uprzednio, chęć poznania odległego świata sarmackiego, podziw dla jego różnorodności, niejeden zachwyt nad oryginalnością. Była to sterowana przez uwielbianą przezeń Katarzynę II świadoma akcja o charakterze propagandowym. Niezwykle czuły na punkcie stosunku do mniejszości wyznaniowych Wolter, jeden z ojców nowoczesnej tolerancji, dał się zbałamucić swej Matce Boskiej z Petersburga, jak ją między innymi tytułował, i radykalnie zmienił postrzeganie spraw polskich. Złudzenie, któremu uległ, kazało mu sądzić, że Polacy wracają do najciemniejszych czasów wojen religijnych.

Czasy nowożytne to Europa stosów. W XVI wieku Rzeszą niemiecką, Francją i Anglią targały konflikty religijne, Półwysep Iberyjski i Italia zamknęły się w obediencji katolickiej, a Skandynawia – protestanckiej. Równocześnie inkwizycja krwawo rozprawiała się z odstępcami, a w łonie protestantyzmu radykalizm był najsurowiej karany, czego najlepszym przykładem jest skazanie na śmierć Miguela Serveta. Na kontynencie ogarniętym religijną nienawiścią niełatwo znaleźć miejsca, gdzie wyznanie dominujące stosowałoby wobec innowierców choćby tę najsłabszą dozę tolerancji – wolność sumienia, czyli w rzeczywistości ledwie łaskę niebycia zabitym ze względu na preferencje wyznaniowe.

Tolerancja i wielowyznaniowość są wyrazem odmienności Rzeczypospolitej w wiekach XVI i XVII. Nacje zamieszkujące państwo polsko-litewskie nie były rozdarte wojnami religijnymi, dlatego w pismach francuskich z epoki, z Wielką encyklopedią francuską na czele, znajdujemy wiele haseł, które wyjaśniają, że sytuacja wyznaniowa w Rzeczypospolitej daje wolności mniejszościom, które w zachodniej części kontynentu są prześladowane. To powszechne mniemanie wyrażone jest dobitnie w uwadze uogólniającej słynnego dykcjonarza: „Polska to kraj, gdzie spalono najmniej ludzi za to, że mylili się w sprawach dogmatów”. Słowa te są zbieżne ze znaną do dziś na ziemiach byłej Rzeczypospolitej szlacheckiej wymowną i silną figurą „państwa bez stosów” – enklawy tolerancji w płonącej nienawiścią Europie.

Jednakże w latach 1767, 1768 i 1769 – w związku z tzw. sprawą dysydencką, a potem konfederacją barską – sytuacja zmieniła się diametralnie: w ciągu trzech lat z europejskiego wzoru tolerancji Rzeczpospolita stała się figurą najciemniejszego fanatyzmu, kojarzonego w elitach zachodnioeuropejskich z ponurym okresem XVI- i XVII-wiecznych wojen religijnych na Zachodzie. Rola Woltera, sterowanego z Petersburga, była w tej przemianie kapitalna, to wtedy właśnie stał się zaciekle „antypolski”.

Ewolucja poglądów Woltera na temat sytuacji wyznaniowej w Polsce XVIII wieku to w istocie jaskrawe przejście filozofa od wyobrażenia Rzeczypospolitej odwiecznie tolerancyjnej do mówienia o kraju fanatycznej szlachty polskiej. Oto bowiem przypadek polski, zwłaszcza w paraleli z rosyjskim, ujawnia drastyczną zmianę postrzegania spraw przez wpływowego filozofa, który w drugiej połowie lat 60. XVIII wieku bardzo szybko zastępuje polski model tolerancji – rosyjskim, a barbarzyńskość państwa carów – fanatyzmem Polaków. Lecz przecież wcześniej słynny filozof był Polakom bardzo przychylny.

W swoich wczesnych pismach Wolter, przy różnych okazjach odnoszący się do spraw Rzeczypospolitej, wyraźnie podkreślał fenomen polskiej tolerancji wyznaniowej. Znamiona takiego ujęcia znajdziemy już w Historii Karola XII, króla Szwecji (1731), a zwłaszcza w wydanym drukiem w 1756 roku Szkicu o obyczajach, gdzie obraz ten sięga miejscami wręcz apologii. Polska została tam przedstawiona jako państwo, w którym panuje niespotykana w innych częściach Europy zgoda wyznaniowa, tolerancja mogąca być przykładem dla Zachodu. Szczegółowo omówił między innymi przypadek arian, którzy utracili część swobód, jakimi cieszyli się, zanim zdradzili Rzeczpospolitą w połowie XVII stulecia, w czasie wojny szwedzko-polskiej. Potępiając arian i chwaląc władze polskie za podjęcie wobec nich twardych decyzji, Wolter zaznaczał, że działania Rzeczypospolitej nie miały podłoża religijnego, ale polityczne. Wychwalał polską politykę wyznaniową za to, że nie prześladuje arian, dzięki czemu, jak pisał, jest ich w Rzeczypospolitej wciąż niemało.

Przy okazji sprawy arian, którą skądinąd zawsze żywo się interesował, nie wspomniał ani słowem o nietolerancji Polaków. Przeciwnie, pokazał, że w czasach, gdy Europa płonęła kontrreformacją, tolerancyjna Rzeczypospolita nawet nie wygnała arian, jedynie pozbawiła ich wpływów i pełnej wolności, a przecież – jak wskazuje – mogła być surowsza, nie działała jednak z pobudek religijnych, tylko z usprawiedliwionych przyczyn politycznych.

W najsłynniejszym dziele Woltera odnoszącym się do zagadnienia pokoju wyznaniowego, mianowicie w Traktacie o tolerancji, wydanym w kwietniu 1763 roku –data znamienna, bo sytuująca się w przededniu wspomnianej aktywności myślicieli francuskich wokół spraw Rzeczypospolitej – filozof jeszcze nie posługiwał się antymodelem polskim. W tym wolterowskim manifeście wciąż pobrzmiewa ugruntowany na Zachodzie przykład sarmackiej tolerancji: „W Polsce pewien biskup warmiński miał za dzierżawcę anabaptystę, a jako poborcę socyniana; skłaniano go, aby ich wygnał, jednego za to, że nie wierzy w jedność Trójcy Świętej, a drugiego, że ochrzcił swojego syna dopiero, jak ten miał piętnaście lat. Biskup odpowiedział na to, że będą wiecznie potępieni na tamtym świecie, ale na tym padole są mu niezbędnie potrzebni”. Ta pozytywna obecność polska w kluczowym dziele Woltera odnoszącym się do tolerancji wyznaniowej okazać się miała jednym z ostatnich jednoznacznie przychylnych Polakom głosów filozofa.

Charakter przejściowy, między stereotypem polskiej tolerancji a polskiego fanatyzmu, zdradza tekst Woltera pt. Szkic historyczny i krytyczny wokół waśni Kościołów polskich, wydany drukiem w 1767 roku. Nie wydaje się jednak właściwe traktowanie tego głosu Woltera wyłącznie jako dyskursu propagandowego piętnującego polską nietolerancję. Negatywny osąd bieżącej sytuacji w Rzeczypospolitej jest w tym tekście oczywiście najmocniej widoczny, przy czym wspomnijmy na marginesie, że prezentacja aktualnych polskich stosunków wyznaniowych – tych dotyczących sprawy dysydentów – jest przede wszystkim wolterowską kompilacją tekstów dostarczonych filozofowi przez Rosjan.

W ówczesnych pismach Woltera mamy też bowiem, zajmującą stosunkowo dużo miejsca, prezentację dziejów polskiej tolerancji wyznaniowej, która nieraz sięga apologii. W szkicu dotyczącym Kościołów polskich czytelnikowi przedstawiono „bohatera tolerancji”, Zygmunta Augusta, oraz wielkie edykty tolerancyjne, które, jak sądzi Wolter, powinny być przykładem dla innych narodów: unię lubelską, „potwierdzająca prawo uznające wszystkich chrześcijan za braci”, i konfederację warszawską, „prawo fundamentalne i święte”, a w Rzeczypospolitej od panowania Henryka Walezego do Augusta II Sasa „silniejsze niż nienawiść”. Wbrew pozorom więc tekst ten jest także – oczywiście na potrzeby propagandowe, ale jednak – gloryfikacją tolerancji zapisanej w konstytucjach Rzeczypospolitej.

Co może dziwić, w najbardziej propagandowych pismach Woltera odnoszących się do wydarzeń w Europie Środkowo-Wschodniej, tradycyjnie uznawanych za antypolskie, także znajdziemy pewne akcenty świadczące o refleksji filozofa nad trudnym położeniem Polaków. Tak właśnie uczynił, biorąc pod uwagę względy wyznaniowe w Mowach do konfederatów, gdzie podkreślił złożone, niełatwe usytuowanie geograficzne Rzeczypospolitej (sąsiedztwo muzułmańskiej Turcji, prawosławnej Rosji, protestanckich Szwecji i Danii oraz wielowyznaniowych Prus Fryderyka II). W innym miejscu wspomniał z kolei pobudki przeciwników dysydentów, którzy mieli twierdzić, że różnowiercy domagają się równości, a niedługo będą starać się o zdobycie przewagi oraz że ich wystąpienie zachwieje – i tak już targaną burzami – Rzeczpospolitą.

Uwagi te mogą wydawać się marginesowe, ale przecież w odniesieniu do innych tekstów Woltera na temat spraw polskich co najmniej wykazują, że filozof zastanawiał się nad niełatwą sytuacją Rzeczypospolitej, w której relacja państwo–obywatele jest bardzo skomplikowana. Pamiętać też należy, że Wolter nie przestał być historiografem, nie zapomniał o dziejach państwa polsko-litewskiego, które świetnie znał.

Znamienna w tej materii jest wymiana listów między Wolterem a Marią Anną Luizą księżną de Talmont, z domu Jabłonowską. W 1771 roku, to jest w samym apogeum ataków filozofa, gdy Polka zarzucała mu występowanie przeciw jej rodakom, z których wielu przyjaźniło się z Wolterem, ten odpowiada w dawnym, przychylnym duchu, raz jeszcze zachwycając się Rzeczpospolitą: „cokolwiek by się jednak nie stało, jestem przekonany, że Pani godny szacunku naród zachowa zawsze to, co ma najcenniejszego na świecie, Wolność. Turcy nigdy nie zdołali jej naruszyć, żadne mocarstwo jej wam nie wydrze. Zawsze będziecie doświadczać nawałnic, ale nigdy nie zostaniecie zatopieni, jesteście niczym wieloryby, które bawią się w trakcie burzy”. Te wolterowskie wieloryby, jedna z piękniejszych metafor, jakimi posłużono się dla oddania stanu schyłkowej Rzeczypospolitej szlacheckiej, zachęcają, aby spoglądać na Woltera – nawet w najbardziej dla nas szkodliwym okresie jego agitacji – nie tylko jako na „antypolskiego” filozofa.

Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo