Paweł T. Dobrowolski
Dobrze już wiemy, że nazwanie XVIII wieku „stuleciem rozumu” jest nie tylko błędnym uproszczeniem, ale poważnym nieporozumieniem! W procesach prowadzących ku nowoczesności takie samo miejsce jak wynalazcy i naukowcy, hołdujący racjonalnemu rozumowaniu i empirii, mieli szarlatani, znachorzy czy zwykli wydrwigrosze. Mówimy o wielu przenikających się i stykających płaszczyznach kultury, co znakomicie ukazali m.in. autorzy zbioru trafnie zatytułowanego i poświęconego problemom „oświecenia nieoświeconego”[1]. Mamy więc często do czynienia ze zjawiskami – i ludźmi – których Bronisław Baczko nazywał – bez żadnej obrazy - „półproduktami” kultury oświeceniowej[2]. Na ludzi poruszających się na obrzeżach kultury uczonej i świata uporządkowanego wskazać jest – stosunkowo – najłatwiej, choć z drugiej strony budowanie ich biografii napotyka na liczne problemy. Przykładowo, rozwój nauk medycznych otwierał przed oszustami – lub tylko ryzykantami szukającymi poklasku - znaczne możliwości.
Pastylki i krople doktora Joshuy Warda – produkowane na bazie arszeniku i kobaltu – miały być antidotum „na wszystko”, ale zapewne zaszkodziły wielu pacjentom. Bardziej pomysłowy był Szkot James Graham, który w 1780 r. w Pałacu Schombergów przy modnej ulicy Pall-Mall otworzył „Świątynię Zdrowia”, oferując widzom multimedialny show muzyki, świateł oraz elektrycznych wstrząsów na „niebiańskim łożu”, które miało pobudzić siły witalne, wzmacniać seksualne doznania i zapewniać płodność. Wybranym ukazywała się też bogini zdrowia, Vestina, czyli skąpo ubrana nastolatka Emma Lyon, w przyszłości żona ambasadora Hamiltona i kochanka admirała Nelsona. Mamy także chevaliera Johna Taylora, okulistę, który podróżował po Europie w malowanej („oczy na drzwiach”) karecie i „leczył”, czyli uśmiercał chorych na zaćmę (m.in. Jana Sebastiana Bacha). Mamy – w końcu stulecia – „hrabiego” Cagliostro, czyli sycylijczyka Józefa Balsamo, wielkiego maga i cudotwórcę (a w końcu papieskiego więźnia), oraz wiedeńskiego speca od zwierzęcego magnetyzmu Franza Antona Mesmera, którego parapsychologiczne eksperymenty zachwycały m.in. rodzinę Mozarta w Wiedniu.
Jeśli Cagliostra uznamy za archetyp oszusta, to należy pamiętać, że XVIII stulecie wydało wielu osobników co najmniej tak samo przebiegłych, by wspomnieć George’a Psalmanazara, Francuza z okolic Awinionu, który przez lata udawał Japończyka i mieszkańca Formozy, wymyślił tamtejszy język i alfabet oraz opisał panujące zwyczaje. Dla wścibskich, który zadawali niewygodne pytania – np. czemu ma tak bladą cerę – znajdował wymyślne odpowiedzi: na Formozie dobrze urodzeni żyją pod ziemią! Bardziej tragiczne okazały się losy „księżnej Tarakanowej”, zapewne Niemki, która udawała córkę carycy i rzuciła wyzwanie Katarzynie II, za co została porwana z Livorno i zamknięta w więzieniu, gdzie zmarła.
Wszyscy oni działali w „warunkach rynkowych”, usiłowali sprzedać swój niezwykły produkt lub zdolności, mamiąc i oszukując dobrze urodzonych, czyli bogatych. Mamy też obieżyświatów, jak zesłaniec na Kamczatkę Maurycy Beniowski, słowacki (raczej niż węgierski czy polski) „król Madagaskaru”. Miklós Molnár badający jego burzliwy życiorys, karierę i dokonania uznał, że „est inclassable”[3]. Dodajmy, że „królów” było więcej by wspomnieć niemieckiego szlachcica Theodora barona von Neuhoff, awanturnika, który przez kilka miesięcy w 1736 r. zawładnął Korsyką – ale później wiele lat spędził w londyńskim więzieniu za niespłacone długi. Pozostaje – oczywiście – wenecki szuler Giacomo Casanova, „wzorcowy” reprezentant ducha epoki, którego europejskie wędrówki w pogoni za kobietami, a także ucieczki – przed wierzycielami – opisane w słynnych „Pamiętnikach” pozostają niezastąpionym źródłem wiedzy o obyczajach epoki.
W istocie to właśnie pozostaje największym wyzwaniem dla historyka: jeśli nietuzinkowi bohaterowie pozostawili spisane relacje – jak Casanova czy Beniowski – wysiłek sprawdzania, czy mówili prawdę, wymaga czasem wielu lat źródłowych badań. Udaje się czasem – jak w przypadku Taylora – zweryfikować przechwałki doniesieniami z gazet (w jego przypadku np. niemieckich), w wielu jednak przypadkach życiorysy oszustów bywają pokrętne, bałamutne, a co najgorsze – niepełne i trudne do weryfikowania. Do powyższej kolekcji oświeceniowych oryginałów dorzucić można jeszcze jeden przykład, mniej znany, który potwierdza tezę, że „pod powierzchnią” znanej nam historii działy się wydarzenia i sytuacje, które możemy śledzić tylko wyrywkowo (albo wcale!). Bohaterem jest Richard Perrot(t), podobno szlachcic, który służył w pruskiej armii w czasie Wojny Siedmioletniej i za zasługi otrzymał Schwarzer Adlerorden – order Czarnego Orła, najwyższe odznaczenie w monarchii Hohenzollernów. Trudno to potwierdzić, ale nie jest to niemożliwe: Prusy i Wielka Brytania były sojusznikami w walce ze wspólnym (francuskim) wrogiem. Nieco później, w 1770 r. jego nazwisko – ze szlacheckim tytułem sir – pojawia się w londyńskiej prasie, ale z epitetem „haniebny oszust” (infamous adventurer). Autor innej wzmianki nazwał go zgrabnie „chevalier de industrie”, czyli – mówiąc jaśniej i wprost - oszustem (sharper) i twierdził, że uciekł przed egzekucją długów. Miał chodzić po londyńskich oberżach (zmieniając nazwisko) oferując protekcję „u władz” w zamian za akty własności! Kolejna relacja wspominała, że Perrot uwiódł słynną tancerkę (akrobatkę na linie), odebrał ją poprzedniemu kochankowi, „ zajął się jej pieniędzmi i obawiam się – pisał autor – że biedna panna Wilkinson zbyt późno okaże skruchę z powodu opuszczenia poprzednika”. Czy mamy zatem do czynienia z inną – brytyjską i mniej „światową” wersją poczynań Casanovy? Bolesny cios w reputację Perrota zadała gazeta codzienna, London Evening Post, publikując jego curriculum vitae, w którym przewijał się stale motyw oszukiwania kobiet w celu zdobycia ich pieniędzy. Napisano m.in. że „ będąc w Worcester odwiedził panią G. osadzoną w tamtejszym zamku za długi (już dziś zmarłą).Wyciągnął od niej 300 funtów pod pretekstem ślubu i zwolnienia jej z więzienia, ale jak dostał pieniądze, zostawił na głodową śmierć. Potem uwiódł córkę szanowanego handlarza, a kiedy się nią zmęczył, wyrzucił i musiała w ostateczności chodzić po ulicach, z niemowlęciem.” W następnych latach trudno już Perrota umiejscowić: mimo okresowych pobytów w więzieniu zdołał chyba utrzymać się na powierzchni.
Igranie tożsamością miało swój cel: przełamanie stanowej bariery, awans społeczny, uznanie i – oczywiście pieniądze. Te ostatnie przychodziły łatwo, ale tylko niektórzy, jak Ward, zdołali zapewnić sobie bezpieczną egzystencję, kiedy moda na ich wynalazki i pokazy mijała. Mesmer, który w Paryżu brał miesięcznie dziesięć ludwików (louis d’or, wart 24 liwry, tyle mógł kosztować miesięczny pobyt w hotelu!) za grupowe seanse, zakończył życie w biedzie. Ważne było też środowiskowe uznanie i potencjalny awans, tym bardziej, że większość z tych osób wywodziła się ze społecznych nizin lub rodzin rzemieślniczych. Perrot miał – podobno – liczne rodzeństwo (jeden brat był akuszerem, drugi chirurgiem i wyjechał do Indii). Psalmanazar – „Japończyk” – przemilczał swoje pochodzenie ze zrozumiałych powodów, Graham był synem siodlarza, Mesmer zaś trzecim z dziewięciu dzieci leśniczego, a ojciec Perrota – jeśli wierzyć złośliwcom – sprzedawał alkohol (dżin) z kramu przy ulicy Mardol w prowincjonalnym Shrewsbury.
Utrzymywanie iluzji okazywało się na dłuższą metę zadaniem trudnym, a na pewno ryzykownym: Psalmanazar ostatecznie zrezygnował ze swojej tajwańskiej tożsamości, ale zdołał – bez konsekwencji – wkomponować się w londyński pejzaż kulturowy (a w publicznie ogłoszonym testamencie przyznał się „że zmyślił wszystko”). Mesmer, po pierwszym niepowodzeniu (w Wiedniu) rozpalił ciekawość paryskiej society, choć królewska komisja złożona z naukowców obaliła jego tezy o magnetycznych fluidach i zmusiła do wyjazdu. Graham, obciążony długami, wrócił do rodzinnego Edynburga i trafił do domu opieki.
Może jednak farmaceutyczne nowinki Warda, a nawet ryzykowne zabiegi Taylora przyczyniły się – choćby pośrednio – do znacznego rozwoju wiedzy medycznej, jaki nastąpił w XVIII wieku? Łatwiej osądzać „króla” Beniowskiego, który zajął miejsce obok innych wielkich odkrywców stulecia. Nawet Psalmanazara uznać można za prekursora językoznawstwa, a Mesmer znajdzie swoje miejsce wśród „ojców założycieli” technik hipnozy. A Perrot? Ten pozostanie oszustem.
[1] Oświecenie Nieoświecone. Człowiek, Natura i Magia, pod red. D. Kowalewskiej, A. Roćko i F. Wolańskiego, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2018.
[2] B. Baczko, Il cosmopolitismo illuminista e le sue frontiere, in: La frontiera da stato a nazione, a cura di Carlo Ossola, Claude Raffestin, Mario Riccardi, Bulzoni, Roma 1987, s.358-369.
[3] M. Molnár, Héros ou imposteur? Un aventurier au XVIIIe siècle, Revue européenne des sciences sociales T.27, no.85, 1989, s.75-91, s.91 cytat.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem